niedziela, 29 września 2013

Rozdział 20 7 dni, maksymalnie

Proszę by każda osoba, która czyta te moje wypociny zostawiła po sobie komentarz. Może on zawierać cokolwiek, nawet kropkę. Ale będę przynajmniej wiedziała ile osób to czyta. Dla was to kilka sekund, a dla mnie zapał do pracy. Także czytajcie i komentujcie. Proszę. :)


Rozdział 20

7 dni, maksymalnie


muzyka:
http://www.youtube.com/watch?v=lWA2pjMjpBs



*30/ 31 sierpień 2012*
*perspektywa Lii*

Odkąd wróciłam do domu minął już tydzień. W tym czasie pozałatwiałam wszystkie zaległe sprawy, ale większość czasu przesiedziałam u moich rodziców. Tak bardzo się za nimi stęskniłam. CHWILE z nimi spędzone dały mi do myślenia o moim życiu.
 Gdy tylko dowiedziałam się o chorobie, to za wszelką cenę chciałam żyć. A teraz zastanawiam się czy nie lepiej byłoby odpuścić. Zaprzestać leczenie, zwyczajnie się poddać i po jakimś czasie odejść.
Coraz częściej zastanawiam się w jaki sposób UMRĘ. Może któregoś dnia zwyczajnie położę się do łóżka, zapadnę w wieczny sen i nigdy się już nie obudzę. Albo będę przemierzała pobliski park i nagle upadnę i o własnych siłach już nigdy się nie podniosę. Chyba, że to wcale nie będzie śmierć spowodowana moją chorobą... Może potrąci mnie samochód albo przedawkuje z samookaleczeniem się. Właśnie.. Ostatnio się zapomniałam, wpadłam w nałóg. Nie ma dnia abym nie raniła się, to weszło już w mój zwyczaj. Muszę jakoś odreagować, chociaż wiem, że to zły zwyczaj. Wpadłam w błędne koło i myślę za sama nie dam już rady z niego wyjść. To zaszło za daleko. Jestem pewna, co do mojej decyzji. Nie chcę się już leczyć. To dla mnie koniec. PODDAŁAM SIĘ. Nie mam już dla kogo żyć, więc nikt nie ucierpi na mojej śmierci. Ja natomiast tylko zyskam. Spotkam się z rodzicami i Bogiem. Będę takim aniołem, który sprawuje opiekę nad ludźmi na Ziemi. Będę pomagać Louisowi, Eleanor, Niallowi i Patricii, Zaynowi i Mo, Liamowi i Danielle i... i Harremu. Tak jemu też. Mimo tego co uczynił, ja nadal go KOCHAM i nie przestanę. Moja miłość jest wieczna i niezniszczalna. Chociaż nie zawsze wszystko umie wybaczyć i naprawić to cały czas kocha...
Było południe, a dokładniej godzina 12.23, gdy po raz pierwszy do drzwi domu od chwili mojego zamieszkania w nim zadzwonił dzwonek. Wstałam z łóżka, na którym leżałam od dobrej godziny, po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy w razie nagłej konieczności udania się do szpitala. Zbiegłam po skrzypiących, drewnianych schodach i nie patrząc przez wizjer otworzyłam drzwi. To co tam ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Ale po nim mogłam się tego spodziewać, mimo tej ostatniej akcji w londyńskim supermarkecie. Gdy tylko zobaczyłam szyderczo uśmiechającego się Maxa od razu ciśnienie mi podskoczyło. Chciałam zatrzasnąć drzwi, ale sprytniejszy i pewny mojej reakcji Thompson wślizgnął się do środka. Staliśmy przez chwilę i wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nie miałam siły na kolejne kłótnie. Chciałam w pokoju z wszystkimi się POŻEGNAĆ i ODEJŚĆ...

-A nie mówiłem? Wiedziałem, że wrócisz. Do mnie. Kochasz Cię nadal.- powiedział pewny swojej fałszywej wypowiedzi.

-Nie wróciłam ani dla ciebie, ani z twojego powodu. Nie kocham cię, zrozum. Moje SERCE należy do kogoś innego, choć jego nie należy do mnie.- uniosłam się, czując pulsacje w głowie i lekkie rozmazywanie obrazu.

-Kłamiesz.- wysyczał, zaczęłam mówić:

-Nie kła...- ale urwałam, tracąc poczucie w nogach i udając wprost na drewnianą podłogę, widząc już tylko ciemność.CIEMNOŚĆ . Ciemność i nic więcej. Czy ja UMARŁAM? Ale... to stało się za wcześnie. Nie teraz. Nie zdążyłam się pożegnać. Listy. Nie wysłałam listów. Błagam, jeszcze nie. Pożegnam się i dam instrukcję i wtedy mogę odejść. Ale... CIEMNOŚĆ.

.  .  .  .  .  .

Nie wiem ile to trwało, zanim podniosłam powieki. Nie myślcie sobie, że było to łatwe. Wręcz przeciwnie, sprawiały wrażenie jakbym miała je sklejone. Wysiłek ten i tak poszedł na marne, bo po chwili je zamknęłam, rażona niesamowicie jasnych światłem. Ja chyba naprawdę umarłam. Odczekałam parę sekund i na nowo otworzyłam swoje od pewnego czasu ciemnobrązowe oczy. Tym razem się nie poddałam. Wytrzymałam ostre światło, dopóki moje źrenice przyzwyczaiły się do tego stopnia jasności. Rozejrzałam się powoli po sali i wszędzie zobaczyłam biel. Po chwili uświadomiłam sobie, że leżę na łóżku, a do mojego ciała podpięte jest tysiące kabelków. Czyli żyję, niestety. Chyba....




Znowu przymknęłam oczy, powstrzymując łzy. Po chwili jednak zorientowałam się, że ktoś trzyma moją rękę. Zaskoczyłam się, bo nie miałam już nikogo bliskiego. Musiałam to sprawdzić i w tym celu otworzyłam oczy, przekręcając głowę w lewą stronę. Nie uwierzycie kogo tam zobaczyłam. Obok mnie siedział na szpitalnym krześle z opuszczoną głową Max. Ścisnęłam jego dłoń z całych sił, które miałam, a było ich na prawdę niewiele. Czułam się jak wrak człowieka. Wiedziałam, że niedużo brakuje mi do końca.
Gdy tylko poczuł mój wysiłek podniósł głowę. On płakał. Naprawdę płakał. Łzy leciały mu strumieniem z oczu na zatroskaną twarz. Nigdy go takiego nie widziałam.

-Boże, Lia! Myślałem... myślałem, że nie ży-y-jesz. Tak się martwiłem. To moja wina. Przepraszam. Ja nie chciałem cię....- zaczął mówić rozżalonym głosem. Przerwałam mu:

-Ma-a-x.- zaczęłam ledwo, co mówiąc. Zaczerpnęłam głęboki oddech i kontynuowałam- To nie jest twoja wina. I to ja ciebie przepraszam, że dopiero teraz ci to mówię. To wszystko przez chorobę. Jestem chora. Na białaczkę.- skończyłam swoją wypowiedź, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Spojrzałam na jego zapłakaną twarz. Wiedziałam, że mnie kocha, jednak ja nie potrafiłam odwzajemnić jego uczuć. Kochałam Harrego i to jemu oddałam swoje serce.
Max milczał. Nie mogłam znieść tej ciszy.

-Mas, powiedz coś, proszę.- wydukałam na ostatkach sił. Chwilę milczał, potem spojrzał na mnie współczującymi i pełnymi żalu oczyma  i zapytał:

-Ile?

-Ponad 4 lata.- odpowiedziałam i poczułam, że świat zaczyna się kręcić. W głowie mi wirowało, a po chwili usłyszałam nieprzyjemny głos maszyny, do której byłam podłączona. Oczy mimowolnie mi się zamykały, jednak próbowałam z nimi walczyć. Max, gdy tylko zauważył co się dzieje, natychmiast wybiegł z sali i zawoł personel, który już po kilku sekundach znalazł się przy mnie i próbował ratować mi życie. Widziałam tylko rozmazany obraz. Bez przerwy ktoś coś do mnie mówił, wydawał polecenia, których praktycznie nie rozumiałam, bo odbijamy się echem w mojej głowie. Nie wiem co lekarze zrobili, ale chyba mnie uratowali, bo zasnęłam. CIEMNOŚĆ.

Nie wiem ile to trwało. Ile spałam? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że gdy po raz pierwszy się tu obudziłam było jasno, a teraz nie widzę nic. Jest chyba noc. Tak, na pewno. Tak samo jak wtedy, ktoś ściskał delikatnie moją bladą dłoń. Byłam wręcz pewna, że to Max. Nie spał.

-Lia?- spytał nie pewnie, gdy zauważył, że się obudziłam. Kiwnęłam głową, a on dodał szybko- Idę po lekarza. Zaraz wrócę.- i już go nie było. Za niecałą minutę, może mniej do sali wszedł lekarz, zapalił światło, które poraziło moje źrenice i byłam zmuszona je zamknąć. Jednak nie na długo, bo po chwili znów obserwowałam czynności, wykonywane przez lekarza. Sprawdzał coś na mojej karcie, potem coś dopisał, a następnie zerknął jeszcze na monitor urządzenia, który przed moim zaśnięciem niemiłosiernie pikał. Na sam koniec doktor Moon spojrzał na mnie, po czym siadł na krześle obok, które jeszcze przed paroma minutami zajmował Max.

-Nathalie, będę mówił prostu z mostu. Nie chcę owijać w bawełnę.- kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem, a on dalej kontynuował.- Musisz podjąć decyzję. Musisz wznowić leczenie, bo w innym wypadku to...

-Koniec.- dokończyłam za niego, widząc jak te słowa trudno mu przechodzą przez gardło.- Wiem, ja to wszystko wiem. Jestem gotowa na śmierć.

-Ale...-zaczął doktor.

-To moja ostateczna decyzja. Proszę, niech pan ją uszanuje.- lekarz kiwnął delikatnie, choć nie chętnie głową, na znak, że się zgadza. Potem uścisnął moją kruchą dłoń, spojrzał mi w oczy i skierował się do drzwi, jednak w ostatniej chwili do zatrzymałam:

-Tylko niech ta rozmowa pozostanie między nami. Ja sama to załatwię. Chcę osobiście przedstawić im swoją wolę i się pożegnać.

-Dobrze, ale wiesz, zawsze możesz zmienić zdanie, tylko musisz się pospieszyć. A od razu zacznę szukać dawcy szpiku.

-Nie, nie chcę. Niech mi pan jeszcze powie, ile pozostało mi czasu?- poprosiłam.

-Dokładnie nie jestem w stanie Ci tego powiedzieć. Maksymalnie tydzień.- Kiwnęłam głową. 7 DNI ŻYCIA, a potem KONIEC.

-Niech pan zawoła Maxa.

-Powinnaś odpoczywać, nie...-zaczął.

-Proszę. To potrwa tylko chwilę.- przerwałam mu, po czym skinął głową i wyszedł z sali. Przez okna widziałam jak lekarz rozmawia z Max'em, po czym odchodzi w kierunku swojego gabinetu, a Max wchodzi do mojej sali. Zamknął drzwi, stanął i popatrzył na mnie wzrokiem pełnym nadziei, chyba na to, bym zmieniła zdanie. Lekkim gestem ręki wskazałam na krzesełko. Zrozumiał i usiadł. Zaczerpnęłam głęboki oddech i zaczęłam mówić:

-Max, mam do ciebie prośbę.- spojrzałam w jego oczy, smutny bacznie mi się przyglądał.

-Spełnię każdą rzecz, o którą mnie poprosisz.

-W tej czarnej torbie, która leży pod tym łóżkiem w bocznej małej kieszonce znajdują się listy. Wyjmij je.- wydałam polecenie, które błyskawicznie wykonał. Trzymając je w ręku, nie pewnie na nie spoglądał.

-Co mam z nimi zrobić?- zapytał.

-Na tym pierwszym liście napisany jest adres i nazwisko: Louis Tomlinson. Na reszcie kopert napisane jest tylko imię. Jedź do Londynu, znajdź ten adres, a potem Louisa. Daj mu te wszystkie listy i każ przeczytać tylko swój list. Resztę listów niech da odpowiednim osobą, ale w odpowiednim czasie. Dam mu wskazówkę, a dokładniej ty dasz. Oni listy będą mogli przeczytać dopiero, gdy zapadnę w śpiączkę lub gdy po prostu umrę. A, i nie mów nikomu gdzie jestem.

-Lia, rozumiem. Ale wiedz, że możesz zawsze zmienić zdanie i wcale nie musisz się jeszcze z nimi żegnać.

-Nie, Max. Zrozum, że nie zmienię decyzji. Proszę Cię tylko, żebyś spełnił to o co Cię proszę.

-Dobrze. Lia powiedz mi, ile czasu ci zostało.- poprosił.

-7 dni, maksymalnie.

-To ja może pojadę już od razu.

-Dobrze, tylko uważaj na siebie. I ŻEGNAJ Max.- powiedziałam.

-Lia, my się jeszcze zobaczymy. Na pewno. Więc DO ZOBACZENIA.

Wyszedł z sali i pojechał do Londynu z moimi ostatnimi prośbami.


. . . . . . . .


*perspektywa Max'a*

Kurwa! Nie wierzę. Cholernie żałuję, że wtedy rozmawiałem z siostrą na ich temat. Gdyby nie to, że Harry całował się z Ritą, to Lia by się nie poddała. Walczyła by o życie i nie chciałaby umierać. A teraz? Wszystko stracone. Trzeba to jakoś odkręcić. Nie mogę pozwolić, żeby osoba, którą kocham odeszła. Mimo że wiem, że nigdy już nie będziemy razem, bo jej uczucie od mnie wygasło to chcę jej dobra. Bo dobro ukochanej osoby jest dla mnie najważniejsze.


Jadę już do Londynu od ponad 2 godzin. Za kilka minut będzie godzina 9 rano, a na miejsce dojadę może za jakieś 1,5 godziny. Mam nadzieję, że Louis będzie w domu, a jak wrócę do Lii to będzie ona żyła.

Droga minęła mi dość szybko. O 10. 43 byłem pod wskazanym adresem. Wysiadłem z auta i skierowałem się do bramy. Nacisnąłem domofon, a po chwili usłyszałem roześmiany głos:

-Słucham? W czym mogę pomóc?

-Jak się nazywasz?- spytałem, a głos w domofonie przestał się śmiać.

-Co? Jak to nie wiesz?

-Pytam się, jak?!

-Yyy, Louis Tomlinson.- odpowiedział. Jak dobrze.

-Jesteś sam w domu?- zadałem kolejne pytanie.

-A co to za przesłuchanie? Na żarty ci się wzięło? Uważaj, bo zaraz po ochronę zadzwonię.- zagroził Louis.

-To ty lepiej uważaj. Przysłała mnie Lia.- powiedziałem, a w słuchawce nastała cisza, jednak po chwili usłyszałem ciche "Chodź". Brama została otworzona, po czym wszedłem i skierowałem się w kierunku drzwi, z których po chwili wyłonił się dość wysoki brunet w bluzce w paski ze zdziwieniem malowanym na twarzy.

-Naprawdę Lia cię tu przysłała?- zapytał niepewny.

-Tak. Mam coś dla ciebie. Jesteś sam.

-Tak. Zapraszam.- powiedziała i zaraz za nim wszedłem do środka. Skierowaliśmy się na drugie piętro, po czym weszliśmy do jak mniemam jego pokoju. Zajęliśmy miejsca na skórzanej kanapie, a ja przeszedłem od razu do rzeczy.

-Nazywam się Max. Jestem starym kumplem Nathalie. Przysłała mi ona do ciebie, abym przekazał ci te listy.- powiedziałem, podając mu 7 kopert.- Jedna jest dla ciebie, którą masz przeczytać teraz. Pozostałe są podpisane, ale nikomu masz ich nie dawać na razie. Lia powiedziała, że gdy nadejdzie odpowiedni czas dostaniesz wiadomość, która będzie najprawdopodobniej ode mnie. Jak myślę, wiesz, że Lia jest chora.

-Tak wiem. Jednak boję się przeczytać ten list, bo domyślam się co tam mogę znaleźć.- powiedział, ale potem jednak otworzył kopertę i zaczął czytać.

*perspektywa Louisa*

Cała ta sytuacja jest dla mnie naprawdę trudna. Boję się treści tego listu jak cholera. Mimo to chcę go przeczytać. Otworzyłem delikatnie śnieżnobiałą kopertę zaadresowaną do mnie i zacząłem czytać tekst napisany starannym pismem Lii.

Drogi Louisie!
Z całego serca przepraszam Cię, że żegnam się z Tobą w taki sposób- przez list. Ale w chwili, gdy ty go czytasz z pewnością leżę w szpitalu i nie jestem w stanie się z Tobą osobiście spotkać. W ogóle przepraszam, że piszę Ci ten list, bo z pewnością już dawno o mnie zapomnieliście i całej tej chorej sytuacji. Ale ja tak nie potrafię. Chciałam odejść w zgodzie z wszystkimi bliskimi mi osobami. Postanowiłam zostawić Ci po sobie jakąś pamiątkę i dlatego do listu dołączam instrukcję. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie ją do serca. 

Instrukcja dla Louisa

Pragnę dać Ci kilka wskazówek na udane życie.

1. Najlepiej dla Ciebie byłoby zapomnieć o mnie na zawsze, jeżeli to potrafisz- to uczyń to. Będzie Ci łatwiej.

2. Łap życie za rogi i ciesz się chwilą. Nie myśl o tym co było, ani o tym co się zdarzyło. Udawaj, że tego nie było. Myśl o teraźniejszości i swojej wielkiej przyszłości.

3. Kochaj jak najmocniej potrafisz i obiecaj, że jej nigdy nie zostawisz, bo masz ogromny skarb- Eleanor. 

4. Śmiej się z życia tak jak do tej pory! 

5. Kochaj te swoje Marchewki!

6. Trzymaj się swojego stylu, nie zwracaj na innych uwagi.

7. Rozwijaj się dalej muzycznie i podbijaj świat swoim talentem.

8. Żyj jak najdłużej.

9. Bądź jak najlepszy dla swoich bliskich.

10. Walcz o to, co jest dla ciebie ważne i nigdy się nie poddawaj.


PS. Louis pamiętaj, że nawet gdy odejdę będę zawsze blisko was. Będę waszym Aniołem Stróżem, sprawującym nad wami opiekę i darzący was nieskończoną miłością.


Zacząłem płakać. Ryczeć jak małe dziecko. To takie piękne i smutne. Dlaczego to akurat ją musiało spotkać. Taką utalentowaną kruszynkę. 

-Ona przerwała leczenie.- powiedział Max, wybudzając mnie z myśli.

-Co? Jak to?- spytałem załamany.

-Powiedziała, że już nie zmieni decyzji. Trzeba by cudu, by ją przekonać. A nie ma wiele czasu, praktycznie nie ma go w ogóle.

-Ile?- spytałem.

-7 dni, maksymalnie. 

-Nie mogę w to uwierzyć. Muszę się z nią spotkać. Gdzie ona jest?- spytałem zdesperowany.

-Przykro mi, ale ni mogę Ci nic powiedzieć. Nathalie mnie o to prosiła. Powiem tylko tyle, że jest w szpitalu i, że będę przy niej do ostatniego oddechu.- zaświadczył gość.

-Błagam, musimy wiedzieć. Przecież Harry on... on ją kocha. Jesteśmy w stanie jej pomóc.

-Wydaje mi się, że ona nie chce już go spotkać przez tą ostatnią sytuację. Lia chce odejść w świadomości, że musieli się rozstać, ale nie dlatego, że on ją zdradził. Po prostu przez różnorodność ich światów.

-Ale ta sytuacja była jedną wielką pomyłką. To był podstęp!- krzyknąłem zdenerwowany.

-Domyślam się. Widziałem jak Harry ją kocha, a ona jego. To prawdziwa miłość. Ale chyba nie ma szans na istnienie. Mimo to spróbuje jeszcze z nią porozmawiać.

-Mam nadzieję, że uda Ci się ją przekonać. 

-Ja też mam taką nadzieję. Dobra, będę się zbierał. 

-Jasne, pozdrów ją ode mnie. I dziękuję Ci, że fatygowałeś się tutaj.

-Dla Lii wszystko.  Cześć.- pożegnał się i wyszedł, a ja wróciłem do swojego pokoju, by znów przeczytać list. Sięgnąłem po kopertę, z której nagle wyleciała kolejna kartka. Otworzyłem ją i zacząłem czytać.


To znowu ja, Lia. Nie wiedziałam czy włożyć tą kartkę do tej koperty czy nie. To była dla mnie trudna decyzja, jednak mam nadzieję, że słuszna. Chociaż teraz pewnie żałuję, że tak postąpiłam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Tak na prawdę nazywam się Nathalie Payne. Czy coś Ci to mówi? Tak, Louis. Jestem rodziną z Liam'em, a mianowicie jestem jego rodzoną siostrą.
Pamiętam, że gdy po raz pierwszy Harry zaprosił mnie do waszego domu nie wiedziałam, że zna się z Liamem. Wówczas nie wiedziałam czym dokładnie zajmuje się mój brat, bo od 5 lat nie utrzymywałam z nim kontaktu. Od chwili śmierci rodziców. Wyobraź sobie, jaki szok przeżyłam gdy go zobaczyłam. Liam osiągnął taki sukces i miał tylu wspaniałych przyjaciół, podczas gdy ja swoje życie spędzałam w domu dziecka, bo nikt mnie nie chciał. Byłam niekochana. Tamtego dnia od razu go poznałam, a on mnie nie. Przedstawił mi się zwyczajnie, a ja chciałam mu prosto w twarz wykrzyczeć to co o nim myślę. Jednak tego nie zrobiłam. Czułam do niego niechęć, ale on nie był mi dłużny. Nie wiem dlaczego, ale wciąż na początku się mnie czepiał i upokarzał. Stąd nasze kłótnie. Potem nasze stosunki się trochę polepszyły. Wiele razy pragnęłam mu powiedzieć, że jestem jego siostrą. Ale zważywszy na moją chorobę wciąż się od tego powstrzymywałam. Chciałam by wiedział, że jego siostra żyje sobie gdzieś tam w wielkim świecie i jest w pełni zdrowa, niż, że jego siostra jest obok niego, ale całkiem daleko. Taka sama, lecz obca i poważnie chora. 

Dobrze, wystarczy i tak za dużo napisałam. 

Ps. Louis, pamiętaj tylko o moich instrukcjach!

Wiecznie żyjąca i cały czas uśmiechnięta.
Żegnaj, mój przyjacielu.
 
Nathalie Wiliamson. :) :*
 

 

Popłakałem się po raz drugi tego dnia. Taka kochana, a taka bezbronna.

Otarłem łzy i sprytnie schowałem resztę listów przed domownikami. Dotrzymam obietnicy i reszta otrzyma swoje listy w odpowiednim czasie. Jak dostanę informacje od Lii. Obiecuję.



C.D.N. 
Witajcie kochane skarby moje. Tak jak obiecałam jest 20 rozdział w weekend.
Przepraszam was, że tak długo to trwało, ale sami wiecie nauka i inne zajęcia, co wiąże się z małą ilością czasu. No ale nic. 

Jak się wam podoba dwudziestka?!

Komentujcie i oceniajcie rozdziały!

Proszę, was. 

Pozdrawiam, Dija :)

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 19 Postanowiłam się poddać...

Rozdział 19
Postanowiłam się poddać...
 
muzyka:
*22 sierpień 2012*
*Londyn*
*perspektywa Lii*



Nie usnęłam całą noc, nie potrafiłam. Płakałam, aż w końcu brakło mi łez. Gdy nastał ranek wypełzałam spod kołdry i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i wręcz się przestraszyłam. Wyglądałam okropnie. Wory pod oczami, czerwone oczy i opuchnięta twarz, potargane włosy i ponury wyraz twarzy. Rozczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż, które niewiele dał, bo nadal wyglądałam jak potwór. Wrak człowieka. Włożyłam na siebie dresy, białą podkoszulkę, bluzę i trampki. Włosy związałam w luźnego kucyka, po czym skierowałam się do kuchni, aby napić się wody. Gdy miałam już wychodzić z mieszkania zadzwonił telefon. Sięgnęłam do kieszeni po niego i odebrałam połączenie. W słuchawce usłyszałam zmartwiony głos mojego doktora, pana Moon'a.

-Witaj, Nathalio!

-Dzień dobry.- przywitałam się.- Czy coś się stało?

-Niestety tak.- tak myślałam- Wczoraj otrzymałem wyniki twoich ostatnich badań i po przeanalizowaniu ich i skonsultowaniu się z innymi lekarzami doszliśmy do wniosku, że jeżeli chcesz żyć to musisz zrezygnować z dotychczasowego życia.

-To znaczy?- spytałam nie pewna o co dokładnie chodzi.

-Przede wszystkim nie możesz się tak przemęczać, jak do tej pory. Odkąd zamieszkałaś w Londynie twój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Zaniepokoiło mnie to. Musisz zrezygnować z tańca, z pracy. Ogólnie rzecz biorąc z wszystkiego. I nie ukrywam, że wolałbym Cię mieć pod stałą obserwacją, co wiązałoby się z powrotem do Wolverhampton. Rozumiem, że teraz nie chcesz wracać, ale to dla twojego dobra.- oświadczył mi pan Moon. Po dłuższej chwili milczenia odparłam:

-Dobrze, najpóźniej jutro popołudniu stawię się u Pana. Ale co z leczeniem?

-Ach, tak. Podamy Ci pierwszą dawkę tego leku i zaczniemy szukać dawcy szpiku kostnego. Będziemy musieli wykonać przeszczep.

-Co? Nie ma mowy! Nie zgadzam się na żaden przeszczep.- zaprotestowałam mimo że wiedziałam, że przeszczep to moja ostatnia deska ratunku.

-Wiem, że nie chcesz przeszczepu. Ale to ostatnia opcja. Musimy spróbować, przecież chcesz żyć. Prawda?

-Teraz... teraz to mi już jest wszystko obojętne.- powiedziałam bliska płaczu, po czym pożegnałam się z doktorem i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do taksówki, która po kilku minutach podwiozła mnie do LCDC, gdzie miałam zajęcia. Ostatnie zajęcia przed finałem i być może moje ostatnie zajęcia w życiu. Gdy tylko dotarłam do środka budynku od razu poszłam do gabinetu dyrektorki. Zapukałam do drzwi, po czym usłyszałam ciche "Proszę", nacisnęłam klamkę i niepewnie wkroczyłam do pokoju.

-Dzień dobry.- przywitałam się z panną Marią, na co ona uśmiechnięta odpowiedziała:

-Och. witaj, witaj Lio. W czym Ci mogę pomóc?

-Nie wiem od czego zacząć...- westchnęłam.

-Ależ, nie krępuj się. Zacznij od początku.- poleciła mi pani McAlister.

-Bo chodzi o to, że.....- zaczęłam- Jestem chora. Na białaczkę.

-Boże! Dziecko, tak mi przykro. Od kiedy chorujesz?- spytała przejęta.

-Nie mówię Pani tego, aby wziąć Panią na litość. Bo to nie o to w tym chodzi. Choruję już kilka lat, ale w ostatnim czasie mój stan zdrowia się pogorszył i muszę wracać do Wolverhampton. Muszę być pod stałą opieką doktora, który zajmuje się mną od początku choroby. Chciałam Panią bardzo przerosić, ale muszę zrezygnować z prowadzenia zajęć. Wzięłam na siebie za dużo obowiązków i mój organizm tego już nie wytrzymuje.

-Dziecinko! Ależ nie masz się czym zamartwiać. Nic się nie stało, znajdę zastępstwo. Będzie Cię nam tu brakowało, ponieważ dużo radości wniosłaś do naszej szkoły, ale mam nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz w pełni zdrowa. Musisz wyzdrowieć, trzymam za Ciebie kciuki.- powiedziała pani Maria ze łzami w oczach. Wstała z fotela, podeszła do mnie i mocno uściskała.

-Dziękuję.- odparłam, dodając w myślach "Na pewno wrócę. Obiecuje, a ja zawsze dotrzymuję słowa."

-Dziś jeszcze poprowadzę zajęcia.- oznajmiłam po chwili.

-Nie musisz, jeżeli nie czujesz się na siłach.

-Muszę skończyć to co zaczęłam.- powiedziałam, po czym pożegnałam się z panią dyrektor i ruszyłam dalej. Weszłam do sali, gdzie już znajdowała się cała moja grupa. Zaczęliśmy próbę. Przetańczyli całą choreografię około 10 razy, poprawiłam pozostałe błędy i poprosiłam ich o chwilę uwagi.

-Proszę, posłuchajcie mnie wszyscy uważnie. To nasze ostatnie wspólne zajęcia. Z powodów zdrowotnych kończę karierę taneczną. Resztę zajęć będziecie mieć z nową choreografką. A teraz się chcę z wami pożegnać. Ale zapamiętajcie, że nie osiągnięcie swojego celu bez żadnych działań, Musicie wytrwale walczyć o swoje marzenia, a nie czekać z założonymi rękami aż same się spełnią. Jesteście świetnymi tancerzami i mam nadzieję, że zasłyniecie w tej dziedzinie jak jeszcze nikt dotąd. Ale najważniejsza jest praca i jeszcze raz praca. Tańczycie dla siebie, to sobie chcecie pokazać na co jest was stać. Dobrze, a teraz chodźcie na grupowego misiaczka.- Wszyscy złączyliśmy się w grupowym uścisku, po czym jeszcze raz pożegnałam się z wszystkimi i opuściłam szkołę tańca. Gdy tylko przekroczyłam mur szkoły uderzył mnie chłód, zimnu podmuch wiatru. No tak zbliżała się jesień. Kolorowa i ponura pora roku. Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku Nandos. Mijałam pary zakochane w sobie po uszy, nie widzące świata po za sobą, kochające się i wspierające, tak jak ja kiedyś z Harrym. Szli przytuleni i uśmiechnięci, taj jak ja kiedyś z Harrym. Przechodziłam przez park, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pierwszych kolorowych liści na drzewach, kiedy ujrzałam na ławce zapłakaną nastolatkę. Miała może z 16 lat. Postanowiłam się do niej dosiąść, okazać jej wsparcie, jego ja nigdy nie dostałam. Usiadałam na drewnianej ławce obok dziewczyny zwiniętej w kłębek. Nogi miała podkulone, a twarz ukrytą w dłoniach. Włosy bezwładnie spadały zasłaniając jej twarz. Gdy poczuła czyjąś obecność podniosła nieśmiało głowę i niepewnie na mnie spojrzała. Posłałam jej uśmiech, chociaż wcale nie był on odzwierciedleniem mojego nastroju. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo zwykłe "Będzie dobrze" wcale nie pomoże, wręcz pogorszy sytuację. Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z niej opakowanie chusteczek higienicznych. Wyciągnęłam jedną i podałam ją blondynce. Nie do końca przekonana przyjęła ją ode mnie. Otarła oczy i wydmuchała nos. Wyprostowała się, nogi opuściła na ziemię i pusto wpatrywała się w przestrzeń przed sobą.

-Wiem, że boli. Tak to jest, gdy się kocha za mocno nie odpowiednią osobę, co?- stwierdziłam, Dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę i przyglądała mi się przez chwilę, po czym prychnęła:

-A co ty niby i tym wiesz?

-Myślisz, że tylko Ciebie chłopak zranił? Jeżeli tak to jesteś w błędzie.

-Nie myślę tak. Po prostu wiem, że siedzisz tu tylko żeby się ze mnie pośmiać. Bawią Cię problemy innych?

-Nigdy nie śmiałam się z problemów innych osób.

-A co ty wiesz o problemach? Pewnie jesteś z bogatego domu, jesteś oczkiem w głowie rodziców, masz wszystko co chcesz: samochód, ubrania i księcia z bajki. Jesteś zdrowa i piękna, możesz mieć wszystko czego chcesz.

-Nawet nie wiesz jak się mylisz. Nie wiem gdzie to wyczytałaś, ale naucz się, że nie mówi się takich rzeczy. Nawet nie wiesz, jak takimi słowami możesz zranić drugą osobę. Mówisz, że jestem oczkiem w głowie rodziców, tak? A co powiesz na to, że moi rodzice nie żyją i jestem z domu dziecka? Mówisz, że mam samochód? A wyśmiejesz mi, gdy ci powiem, że jeżdżę PKS'em? Stwierdziłaś, że mam księcia z bajki. A co jeżeli wczorajszego wieczora mój chłopak zdradził mnie z moim najgorszym wrogiem i nawet nie próbował mnie przeprosić, nawet nie zadowonił. Mówisz, że jestem zdrowa i piękna? A co powiesz na to, że jestem chora na białaczkę i powoli umieram od kilku lat? Co powiesz na to, że gdy ty znajdziesz sobie nowego chłopaka, będziecie szczęśliwi i razem będziecie spacerować wtuleni w siebie wzdłuż Tamizy albo będziecie na jakieś imprezie, ja w tym samym monecie będę leżała w szpitalu i walczyła o życie albo że mnie nie będzie, że odejdę na zawsze? Więc zastanów się nad tym, gdy następnym razem coś powiesz. Nie znasz, nie oceniaj. Chciałam Ci pomóc i dać Ci oparcie, jakiego ja nigdy nie miałam, ale najwyraźniej nie doceniasz tego co masz, ani tego co chcą Ci inni ofiarować. Cześć!- Wstałam i ruszyłam przed siebie, zostawiając zszokowaną dziewczynę samą. Powoli łzy znów zaczynały napływać mi do oczu. Nie uszłam parę kroków kiedy poczułam, gdy czyjaś dłoń dotyka mojego ramienia. Odwróciłam się i ujrzałam niebieskie oczęta blondynki, której chwilę temu dałam dobrą radę. W jej oczach ujrzałam łzy i to, że naprawdę żałowała swoich słów.

-Przepraszam- wyszeptała, a lawina łez wypłynęła z jej oczu, gdy się w mnie wtuliła. Objęłam ją rękoma i zaczęłam głaskać po włosach. Wiedziałam co teraz czuje. To tak cholernie boli.

-Ej mała, nie płacz. Słyszysz? Szkoda łez na takiego dupka. Nie załamuj się, żyj dalej.- poradziłam jej, na co ona odsunęła się ode mnie i przetarła zapłakane oczy. Podałam jej jeszcze jedną chusteczkę, uśmiechnęła się i wzięła ją. Starła rozmazany tusz i uśmiechnęła się.

-Dziękuję Ci i jeszcze raz przepraszam. Nie chciałam Cię zranić, po prostu targały mną złe emocje.- wytłumaczyła się.

-Dobrze, wybaczam. Pamiętaj jednak, że nie ocenia się książki po okładce.

-Yhym. Wezmę sobie twoje rady do serca. A ten twój chłopak niech żałuje, miał taką świetną i mądrą dziewczynę. Dupek!- na jej słowa zaśmiałam się. Miała rację.- Wiesz co, ale jedno mnie zastanawia. Jak mógł Cię tak potraktować jak skoro wiedział, że jesteś poważnie chora?

-On nic nie wiedział o mojej chorobie. Kilka razy próbowałam mu to powiedzieć, ale albo nie miał dla mnie czasu albo zwyczajnie stchórzyłam. Nie chciałam żeby się nade mną litował czy dawał mi pieniądze na leczenie. Bałam się jego reakcji i tego, że jak się dowie to mnie zostawi.

-Podziwiam Cię. Mimo tylu przeciwności losu nie poddałaś się.- powiedziała, chciałam odpowiedzieć, ale blondynce zadzwonił telefon, który pospiesznie odebrała. Po chwili rozmowy oznajmiła, że musi już iść, bo mama do niej dzwoniła. Pożegnała się i poderwała się z ławki kierując się szybko do wyjścia z parku. Patrzyłam jak odchodzi, gdy nagle odwróciła się i spojrzała na mnie. Po chwili zaczęła biec w moją stronę. Nie wiedziałam o co chodzi, wstałam, kiedy ona do mnie dobiegła zdyszana.

-Wiesz co, tak bardzo mi pomogłaś, a nawet nie wiem jak masz na imię.- powiedziała już uśmiechnięta.

-Nathalie Williamson, ale mów mi Lia.

-Vanessa Ryan, ale mów mi Ness.

-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.

-Ja też. A teraz żegnaj Lia. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia Nessa. Trzymaj się.- odpowiedziałam, a dziewczyna odeszła. Odprowadziłam ją wzrokiem po czym ruszyłam w stronę Nandos ponownie. Dzisiaj każdemu daje tyle rad. Tylko szkoda, że sama się do  niech nie stosuję. Bo gdyby tak było byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi. Ale nie mam już siły na żadną walkę. Wygrałam kilka bitw, ale w ostateczności i tak przegram wojnę z życiem. Po 15 minutach drogi dotarłam pod knajpę. Weszłam do środka i powędrowałam do biura mojego szefa. Zrezygnowałam z pracy, musiałam. Wytłumaczyłam mu wszystko dokładnie. Zareagował podobnie jak pani Maria. Wypłacił mi pensje, a nawet dał premię. Gdy załatwiłam tam wszystkie sprawy były godzina 12.00. Miałam jeszcze trochę czasu przed wieczornym występem w Mix'ie więc postanowiłam posiedzieć w parku na przeciwko mojej kamienicy. Usiadłam na ławce. W parku było prawie pusto. Wpatrywałam się w dwojga staruszków siedzących na przeciwko, którzy po mimo tylu lat małżeństwa są ciągle ze sobą i kochają się bardzo mocno. Zawsze chciałam dożyć takich lat, jak Ci staruszkowie. Ale mi się nie uda Łzy powoli zaczęły spływać mi po twarzy. Nie chciałam płakać, ale też nie potrafiłam nie płakać. Odwróciłam głowę, bo poczułam, że ktoś siada obok mnie. Ujrzałam tam małego chłopczyka, miał może 4 latka i bardzo uważnie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się do niego blado, a on speszony odwrócił wzrok, a później znów na mnie spojrzał, mówiąc:

-Nie plac. Systko będzie dobze. Sysysz? Nikt nie jest wart nasych łez. Plose, nie plac. (Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Słyszysz? Nikt nie jest wart naszych łez. Proszę, nie płacz.)- Na jego słowa uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz, Taki mały, a taki mądry.

-Postaram się nie płakać. A ty powiedz mi, sam tu jesteś?

-Nie, moja mamusia tam siedzi.- powiedział wskazując palcem na kobietę, siedzącą kilka ławek dalej z wózkiem.

-Dziękuję za radę. A teraz już pędź do mamy, bo będzie się o Ciebie martwić.- poleciłam mu.

-Dobze. Ceść. (Dobrze. Cześć.)- pożegnał się, po czym przytulił mnie i pobiegł do swojej mamy. Z oczu znowu zaczęły mi łzy lecieć, więc wstałam z ławki i ruszyłam w kierunku kamienicy...
 


*w tym samym czasie*
*narracja 3-osobowa*
Czwórka chłopaków: Liam, Louis, Niall i Zayn siedzieli w salonie z naburmuszonymi minami. Zdążyli już doprowadzić dom po wczorajszej imprezie do ładu i teraz wszyscy czekali aż Harry Styles zejdzie na dół. Każdy z chłopaków wiedział już co wczoraj zaszło. Mówiły o tym wszystkie gazety, strony plotkarskie i telewizja. Wiedzieli tylko zapłakaną Nathalię wybiegającą z domu zespołu a resztę już sobie dopisali sami. Impreza. Alkohol. Zdrada. Zerwanie. Ale w tym chodziło o coś więcej. Podstęp, którego jeszcze nikt nie zna. To nie było przypadkowe...
Około 13 szanowny Harold zszedł na dół, udając się potem do salonu. Usiadł na kanapie, a wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Był zszokowany. Pierwszy podniósł się Louis. Jego to najbardziej dotknęło, bowiem wiedział coś, czego nie wiedzieli pozostali. Wiedział, że Lii za kilka tygodni może już nie być, tak bardzo się o nią bał. Rzucił mu gazetę przed oczy i ze łzami w oczach wpatrywał się w swojego przyjaciela. Styles początkowo nie wiedział, co się zdarzyło. Myślał, że to kolejna głupia plotka na ich temat, jednak gdy zobaczył zdjęcia roztrzęsionej Nathalii i przeczytał artykuł wstał wkurzony i zaczął mówić:

-Co za szmatławce! Ja nie zdradziłem wczoraj Lii, nawet nie było tu mojej dziewczyny, nie wiem skąd mają te zdjęcia, ale one nie są prawdziwe. - Chłopacy nie wiedzieli czy on naprawdę nie pamięta tego co robił wczoraj, czy po prostu udaje. Tym razem odezwał się Liam.

-Ona tu była, a ten artykuł nie kłamie! Widziała cię jak całowałeś się z jakąś Ritą, potem wybiegła z domu cała zapłakana. To wszystko prawda. Wiedziałem, że ona jest dla ciebie tylko kolejną laską. Bawiłeś się jej uczuciami, a ona Cię kochała tak jak nikt jeszcze Ci nie kochał.

-Nie róbcie sobie ze mnie żartów!- powiedział Styles.

-To nie jest śmieszne, Harry! Ona teraz cierpi a ty udajesz, że nic się nie stało. Jeżeli chcesz ją odzyskać musisz zacząć działać. Za niedługo może jej już nie być, masz mało czasu.- wytłumaczył Lou. Harry wstał jak oparzony i pobiegł szybko na górę ubrać się. Po kilku minutach zbiegł już na dół i pobiegł do auta, którym w szybkim tempie jechał do Lii. Po 20 minutach dotarł pod jej kamienicę. Wysiadł z samochodu i od razu ją zobaczył. Wyglądała jak kupa nieszczęścia. Zmizerniała, wolnym krokiem szła w kierunku wejścia, wierzchem dłoni wycierając płynące cichym strumieniem łzy...


*perspektywa Harrego*

Zacząłem biec w jej kierunku, ale gdy mnie tylko dostrzegła szybko weszła do kamienicy. Popędziłem zaraz za nią, ale drzwi do jej mieszkania zamknęły się z hukiem przede mną. Waliłem pięściami w drzwi i prosiłem, żeby otworzyła, ale to nic nie dało. Usłyszałem tylko jak osuwa się po drugiej stronie drzwi. Oparłem się i zacząłem przepraszać:

-Nathalia, proszę Cię otwórz te cholerne drzwi, słyszysz? Kochanie, daj mi wszystko wytłumaczyć. Błagam. Kocham Cię, słyszysz?- powiedziałem, a po chwili ona wybuchła płaczem. Co ja narobiłem?

-Nie kłam. Proszę Cię, nic już nie mów. Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałam Ci, żebyś liczył się ze słowami i uważał, co obiecujesz? Chyba mnie nie zrozumiałeś. Ja, gdy mówiłam, że Cię kocham to powiedziałam to szczerze, bo tak właśnie czułam, a ty mnie okłamałeś. Straciłam do ciebie zaufanie, bo skąd mogę wiedzieć, że nie zdradzałeś mnie wcześniej? Co? I najlepiej od razu zniknij z mojego życia. Nie chce więcej cierpieć.- Nie mogłem uwierzyć, że ona tak myślała. Moja Lia, Moja kochana Lia. Ona myślała, że jej nie kocham i że ją zdradzam. To była nieprawda.

-Nie mów tak! Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Liczysz się dla mnie tylko ty, rozumiesz? Kocham cię. Tak kurewsko mocno Cię kocham! Proszę, nie każ mi odchodzić, nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować.

-Żegnaj, Harry.- usłyszałem po chwili i wybuchłem płaczem. Tak bardzo ją kocham. Nie mogę bez niej żyć. Po chwili wstała i ruszyła w głąb mieszkania, a ja nadal czekałem, aż otworzy. Jednak nie doczekałem się. Po czterech godzinach oczekiwania pod jej drzwiami dostałem telefon od Liam'a kazał natychmiast mi przyjechać, bo za godzinę mieliśmy mieć koncert. Pojechałem, ale wiedziałam, że tak łatwo nie zrezygnuję z Lii. Jest moim życiem i bez walki o nią nie poddam się.
 
 



*perspektywa Lii*

Harry czekał pod drzwiami mojego mieszkania ponad cztery godziny, dopóki nie zadzwonił ktoś, że ma wracać. Pewnie musiał jechać na koncert. Sama nie wiem czy jemu na prawdę na mnie zależy czy robi to tak po prostu. Kocham go, ale na razie nie potrafię z nim normalnie rozmawiać. Rany są świeże. Koło 18 postanowiłam przebrać się na występ. Zdecydowałam się na to:
 
Gościu, lubię cię
 
 
 
O 18.20 zamówioną wcześniej taksówką pojechałam pod klub. Gdy tylko dotarłam na miejsce pokierowałam się do gabinetu właściciela klubu. Zapukałam i weszłam do środka. Zastałam go siedzącego i palącego papierosa, którym również mnie poczęstował. Skorzystałam z propozycji, bo bardzo się stresowałam. Wyjaśniam mu moje położenie i poprosiłam o dyskrecję. Zrozumiał mnie. O równej 19 zaczęłam występ.
 
-Witajcie. Dziękuję wam za to, że jesteście tu ze mną. To mój ostatni koncert w tym klubie. Zbliża się koniec wakacji i zarazem koniec mojej przygody w Londynie. Z powodów zdrowotnych kończę karierę taneczną jak i muzyczną. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli za jakiś czas powinnam tu wrócić całkiem zdrowa. Ale teraz nic nie wiadomo. A! I z góry przepraszam za smutny nastrój jaki wprowadzę dziś w klubie. Przepraszam!- wygłosiłam i kontem oka zauważyłam faceta z kamerą, który nagrywał całe moje wystąpienie, a obok niego jakiegoś drugiego typa z mikrofonem w ręku. Super, dziennikarz też się pojawił. Nie przejmując się tym więcej zaczęłam śpiewać piosenkę Avril Lavigne- My happy ending.
 
 
 To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie
To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie

Omówmy to
To nie jest tak, jakbyśmy umarli
Czy to było coś, co ja zrobiłam?
Czy to było coś, co ty powiedziałeś?
Nie zostawiaj mnie wiszącej
W mieście tak umarłym
Schwytanej tak wysoko
Na takiej łatwej do przerwania nici

Byłeś wszystkim tym, o czym myślałam, że znam
I myślałam, że możemy być...

Byłeś wszystkim, wszystkim czego chciałam
Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, ale straciliśmy to
I wszystkie wspomnienia, tak mi bliskie, bledną
Przez cały ten czas udawałeś
To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie.

Masz swych głupich przyjaciół,
Wiem, co oni mówią.
Mówią ci, że jestem trudna
Ale to oni tacy są.
Ale oni mnie nie znają.
Czy w ogóle znają ciebie?
Wszystkie rzeczy, które przede mną ukrywasz,
I wszystkie gówniane rzeczy, które wyprawiasz.

Byłeś wszystkim tym, co myślałam, że znam ..
I myślałam, że możemy być ..

Byłeś wszystkim, wszystkim czego chciałam
Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, ale straciliśmy to
I wszystkie wspomnienia, tak mi bliskie, bledną
Przez cały ten czas udawałeś
To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie.

Miło wiedzieć, że tam byłeś
Dzięki za zachowywanie się, jakby cię to obchodziło.
I sprawianie, że czułam się jak ta jedna jedyna.
Miło wiedzieć, że mieliśmy to wszystko
Dzięki z patrzenie się, jak upadam.
I poinformowanie mnie, że między nami koniec.

On był wszystkim, wszystkim czego chciałam
Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, ale straciliśmy to
I wszystkie wspomnienia, tak mi bliskie, bledną
Przez cały ten czas udawałeś
To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie.

Byłeś wszystkim, wszystkim czego chciałam
Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, ale straciliśmy to
I wszystkie wspomnienia, tak mi bliskie, bledną
Przez cały ten czas udawałeś
To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie.
 
 
Z trakcie piosenki poczułam słone łzy spływające z moich oczu i rozmazujące delikatny makijaż. Jednak nie przejęłam się tym. To normalne, że ludzie płaczą. Jestem tylko człowiekiem, mam uczucia. Później przeszłam do drugiej piosenki, którą było Goodbye- Kate Ryan.
 
Wizje Ciebie sprawiają, że do moich oczu napływają łzy
Wszystko, co Ciebie otacza było sekretami i kłamstwami
Byłeś moją siłą, byłeś marzeniem mojego serca
Byliśmy idealną drużyną

Refren:
Nasza miłość była silniejsza niż podmuch czasu
Mogłam mieć Ciebie przy sobie do dnia mojej śmierci
Żegnaj
Żegnaj

Piosenki o miłości, które napisałam, nie mogę ich zaśpiewać już nigdy więcej
To wszystko Twoja wina, ponieważ Ty wyszedłeś za drzwi
Byłeś moją siłą, byłeś marzeniem mojego serca
Miłość rani, gdy nie jest tym, na co wygląda

Refren:
Nasza miłość była silniejsza niż podmuch czasu
Mogłam mieć Ciebie przy sobie do dnia mojej śmierci
Żegnaj
Żegnaj


Nasza miłość była silniejsza niż podmuch czasu
Mogłam mieć Ciebie przy sobie do dnia mojej śmierci
Żegnaj

Nasza miłość była silniejsza niż podmuch czasu
Mogłam mieć Ciebie przy sobie do dnia mojej śmierci
Żegnaj
Żegnaj
 
 
Łzy cały czas płynęły strumieniem, a ja przeszłam do piosenki Goodbye- Alicia Keys.
 
Mmm , pa, pa
Jak kochać kogoś
Kogoś kto zranił cię oh to takie smutne
Z dobrymi intencjami
Które zawsze miał

Ale jak mam sobie odpuścić kiedy
Kochałam go tak długo i
Dawałam mu wszystko co mogłam
Może miłość to beznadziejne kłamstwo
Dając to co przypomina sens życia
Co było złego raz z czymś dobrym

Jak znajdziesz słowa by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia
Jeśli twoje serce nie ma serca by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia

Wiem że byłam naiwna i
Nigdy nie wiedziałam że to może być tropem
I nie próbuje się tego pozbyć
Od tego dobrego człowieka jakim on jest

Ale jak mam sobie odpuścić kiedy
Kochałam go tak długo i
Dawałam mu wszystko co mogłam
Czy było coś co zrobiliśmy źle
Bo w innym przypadku
Co było złego raz z czymś dobrym


Ale jak mam sobie odpuścić kiedy
Kochałam go tak długo i
Dawałam mu wszystko co mogłam
Czy było coś co zrobiliśmy źle
Bo w innym przypadku
Co było złego raz z czymś dobrym

Jak znajdziesz słowa by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia
Jeśli twoje serce nie ma serca by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia

Czy to koniec czy jesteś pewny
Skąd to wiesz jeśli nigdy przedtem tak się nie czułeś
To tak trudno po prostu sobie odpuścić
Jeśli to jedyna miłość jaką poznaliśmy

Jak znajdziesz słowa by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia
Jeśli twoje serce nie ma serca by powiedzieć
By powiedzieć do widzenia.
 
 
Ostatnią piosenkę, którą zaśpiewałam była I was here- Beyonce. Emocje wzięły w górę. Zdołowałam się śpiewając te piosenki. Ryczałam jak bóbr, a nogi mi się trzęsły. Byłam jak z waty.
 
Chcę odcisnąć ślady moich stóp na piaskach czasów
Wiedzieć, że było tam coś takiego, coś takiego, co zostawiłam za sobą
Kiedy opuszczę ten świat, nie pozostawię żalu
Zostawię coś wartego zapamiętania
Więc oni nie zapomną

Byłam tutaj...
Żyłam, kochałam
Byłam tutaj...
Zrobiłam, skończyłam, wszystko co chciałam
I to było czymś więcej niż myślałam, że może być
Zostawię mój znak, więc wszyscy będą wiedzieć
Byłam tutaj...

Chcę powiedzieć, że żyłam każdego dnia, dopóki nie umarłam
Wiedzieć, że wniosłam coś do czyjegoś życia.
Serca, których dotknęłam, będą dowodem, że odchodzę
Że zrobiłam różnicę i ten świat zobaczy

Byłam tutaj...
Żyłam, kochałam
Byłam tutaj...
Zrobiłam, skończyłam, wszystko co chciałam
I to było czymś więcej niż myślałam, że może być
Zostawię mój znak, więc wszyscy będą wiedzieć
Byłam tutaj...

Chcę tylko, żeby wiedzieli
Że dałam z siebie wszystko, robiłam co w mojej mocy
Uszczęśliwiłam kogoś
Pozostawiłam ten świat chociaż troszkę lepszym tylko dlatego że..

Byłam tutaj...

Byłam tutaj...
Żyłam, kochałam
Byłam tutaj...
Zrobiłam, skończyłam, wszystko co chciałam
I to było czymś więcej niż myślałam, że może być
Zostawię mój znak, więc wszyscy będą wiedzieć

Byłam tutaj...
Żyłam, kochałam
Byłam tutaj...
Zrobiłam, skończyłam
Byłam tutaj...
Żyłam, kochałam
Byłam tutaj...
Zrobiłam, skończyłam
Byłam tutaj...
 
 
Po skończeniu piosenki ukłoniłam się i powiedziałam do mikrofonu "Żegnajcie. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy.", po czym szybko zbiegłam ze sceny. Gdy już przemierzałam parking dopadł mnie dziennikarz wraz z kamerzystą. Chcieli żebym udzieliła odpowiedzi na kilka pytań. Nie zgodziłam się. Zakryłam zapłakaną twarz dłońmi i wsiadłam do taksówki. Gdy się trochę uspokoiłam wyciągnęłam telefon z kieszeni, by zobaczyć która godzina, jednak zamiast tego ujrzałam przychodzące połączenie od Harrego. Odrzuciłam. Jeszcze jedno. Odrzuciłam. Znów. Odrzuciłam. Kolejne. Odrzuciłam. Piąte. Odrzuciłam. Robiłam tak z każdym kolejnym. Po jakiś 50 razach próbowania się do mnie dodzwonić jednak zrezygnował, ale po chwili zaczęły przychodzić mi połączenia od Zayn'a, Niall'a i Liam, a potm znów od Harrego. Tylko Lou nie zadzwonił. Gdy dotarłam pod kamienicę zapłaciłam należną kwotę taksówkarzowi i popędziłam do mieszkania. Zaczął padać deszcz. Padało, gdy przyjechałam do Londynu i pada gdy wyjeżdżam z Londynu. Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty, po czym poszłam do sypialni. Otworzyłam szafę i zaczęłam wrzucać po kolei wszystkie swoje rzeczy, począwszy od ubrań i butach, a kończąc na jakiś zbędnych drobiazgach. Po półtorej godzinie wszystko miałam już spakowane. W mieszkaniu nie była ani jednej mojej rzeczy. Na koniec pozamykałam dokładnie wszystkie okna, powyłączałam sprzęt w domu, zakręciłam korki i wodę, aby nic pod moją nieobecność się tu nie stało. Mieszkanie było moje i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się tutaj wrócić. Kilka minut po 21 podjechała moja taksówka. Starszy pan, ten co towarzyszył mi w Londynie od samego początku pomógł mi znieść i zapakować do bagażnika wszystkie moje tobołki, po czym wsiadł, a ja poszłam zamknąć mieszkanie. Po chwili wróciłam i wsiadłam do auta, w tym samym czasie, jak jakieś duży van podjechał pod moją kamienicę. Po chwili wyskoczyło z niego całe One Direction i popędziło do środka kamienicy. Nie rozglądali się dookoła i na moje szczęście mnie nie zauważyli. Zrobiło mi się ich szkoda. Tak bardzo się starają, aby wszystko naprawić, ale ja nie potrafię. Kazałam taksówkarzowi jechać na dworzec, z którego za godzinę odjeżdżał pociąg do mojego domu.
 
 
Po 30 minutach taksówka podwiozła mnie pod dworzec. Taksówkarz wyjął moje walizki, zapłaciłam mu, po czym ruszyłam dalej. Weszłam do środka, kupiłam bilet i usiadłam na krzesełku, aby poczekać na swój pociąg. Po chwili usłyszałam dźwięk nadchodzącego połączenia. Wyjęłam tlefon z kieszeni i na wyświetlaczu pokazał mi się Louis. Postanowiłam odebrać.
 
-Słucham.- powiedziałam, a po chwili usłyszałam zdziwionego, że w ogóle odebrałam Louisa:
 
-Lia? To ty? Co się z tobą dzieje? Czemu nie otwierasz drzwi do mieszkania? Czekamy tu wszyscy. Proszę otwórz, Harry jest zrozpaczony. Błagam.- wyrecytował na jednym tchu, a mi znów popłynęły łzy.
 
-Tak, to ja. Ze mną wszystko w porządku. Nigdy nie było lepiej. Nie ma mnie w domu.- nie dokończyłam, bo mi przerwał.
 
-Gdzie jesteś? Przyjedziemy po Ciebie, tylko nie płacz.
 
-Nie, Louis nie. Nie możecie. Ja wracam do domu.- wydukałam i wybuchłam płaczem.
 
-Nathalia! Nie płacz! Gdzie wracasz? Po co?
 
-Do domu, Louis. Do domu. Po to by odejść w spokoju, a jak mi się uda, aby przeżyć w samotności ten czas.
 
-Lia, błagam powiedz gdzie jedziesz.- prosił mnie nadal.
 
-Nie mogę, ale nie martw się. Dostaniesz list, każdy z was dostanie. W odpowiednim czasie dowiecie się wszystkiego, przecież muszę się z wami normalnie pożegnać.
 
-Lia, ni bredź, tylko wracaj do nas, słyszysz?
 
-Nie! Jest za późno! Wracam do domu. Mój dom czeka.
 
-Lia! Gdzie jesteś?- zapytał po raz kolejny, ale musiałam kończyć, po ogłoszono komunikat, że pociąg do Wolverhampton odjeżdża za 5 minut z peronu 4.
 
-Przykro mi. Muszę już iść.- rozłączyłam się, a potem wsiadłam do pociągu, który zawiezie mnie do domu. Miasta, w którym się urodziłam, w którym dorastałam, cierpiałam, uczyłam się życia, w którym byłam sobą i w którym umrę...
 
Wracam do domu,
Wracam do domu.
Powiedzieć światu, wracam do domu.
Niech deszcz zmyć cały ból wczoraj.
Wiem, że moje Królestwo czeka
i oni wybaczył moje błędy.
Wracam do domu, idę do domu.
Powiedzieć światu, wracam...
 
 
 
 
*perspektywa Louisa*
 
 
Byłem zszokowany rozmową z Lią. Nie rozumiałem nic z tego co mi powiedziała. Ostatnie co usłyszałem to, że pociąg to jakiegoś miasta na W, odjeżdża z peronu 4. Wol... Wol, nie pamiętam. Gapiłem się chwilę tępo przed siebie, aż w końcu odezwał się Zayn.
 
-Odebrała? To była Lia?
 
-Tak.- odparłem, a Harry podniósł głowę. Był załamany, siedział na podłodze, oparty o drzwi.
 
-Co mówiła? Jak się zachowywała? Gdzie jest?- pytał Niall.
 
-Płakała. Mówiła, że nigdy nie było lepiej, ale kłamała. Powiedziała też, że wraca do domu.
 
-To czego jej tu jeszcze nie ma?- spytał Liam.
 
-Bo... bo ona chyba wraca do miasta, z którego pochodzi.- stwierdziłem.- Harry, skąd ona jest?
 
-Co? Nie wiem.- odparł.
 
-Jak to? Nie wiesz skąd jest twoja dziewczyna?
 
-Mówiła mi kiedyś, ale teraz nie pamiętam. Jestem w szoku. Coś mi tu nie gra.- zastanawiał się Styles.
 
-Co?- spytał Niall.
 
-Ta wczorajsza impreza. Nie piłem alkoholu. Jedynie sok, jak czekałem w kuchni na Lię. Ostatnie co pamiętam z wczoraj to było to, jak dosiadła się do mnie jakaś ruda dziewczyna i zaczęła ze mną rozmawiać, później poszedłem do swojego pokoju po telefon, a potem wróciłem znów na dół. I ona znowu tam była, napiłem się znów soku, a potem nic nie pamiętam. Nie wiem jak to się stało.- opowiedział Harry.
 
-Hmm.. Ona musiała Ci coś dorzucić do napoju, jakąś tabletkę odurzającą czy narkotyki!- krzyknął zdenerwowany Liam.
 
-Czyli, ty nie zdradziłeś Lii świadomie, ani po alkoholu, tylko przez to, że narkotyki i tą wredną laskę.- dorzucił Zayn.
 
-Nie rozumiecie, że ja kocham Lię jak nikogo innego!- wrzasnął Styles.
 
-Dobra, spoko stary. Pomożemy Ci w tej sprawie. Obiecuję.- powiedział Liam, ale to nie było takie proste jak im się wydawało. Lia była chora. Nie mieliśmy no to czasu.
 
-Co jeszcze mówiła?- zapytał po chwili Harry.
 
-Lia? Właśnie chodzi o to, że nic. Mówiła w kółko, że wraca do domu.- odpowiedziałem.
 
-Nic więcej? Nie mówiła, że się odezwie albo po co tam jedzie?- dopytywał Liam.
 
-N-n-i-ee.- skłamałem. A co innego miałem zrobić? Powiedzieć im, że jedzie tam żeby umrzeć czy może, że chce żyć w samotności? A na deser dodać, że przyśle listy pożegnalne? Nie, to by ich tylko zdołowało.
 
-Dobra, chłopaki zwijamy się. I tak jej tu nie ma. Będziemy próbowali skontaktować się z nią w inny sposób.- doradził Liam i wszyscy zebraliśmy się niechętnie do vana, po czym bez skutku próbowaliśmy się skontaktować z Lią.  Reszta dnia minęła nam w ponurej atmosferze.
 
 
*perspektywa Lii*
 
Wybiła godzina 4.20, kiedy pociąg zawitał na dworzec w Wolverhampton. Wysiadłam i ruszyłam w kierunku postoju taksówek. Po znalezieniu "wolnej" taksówki pojechałam nią do domu. Domu, bo moich zmarłych rodzicach. Dostałam go w spadku po rodzicach wraz z Liam'em. Jednak nikt go nie odwiedzał od śmierci rodziców. Wnętrze było zakurzone, a ogród zarośnięty. Jednak na razie nie przejmowałam się tym. Wyjęłam czyste ubrania z walizki i poszłam się wykąpać, a następnie powędrowałam do mojej dawnej sypialni. Położyłam się w starym, drewnianym łóżku i zasnęłam ogarnięta powracającymi wspomnieniami. Postanowiłam się poddać...
 
 
 
C.D.N.
 
 
 
Cześć, skarby moje! Dziś rozpoczęcie i ten rozdział dodaję wam na poprawę humoru, mam nadzieję.
Jak się wam podoba?
 
Jak tam po rozpoczęciu? Stęskniliście się za swoją klasą?
 
 
Komentujcie rozdział!