czwartek, 31 października 2013

Rozdział 21 To był sen, z którego się obudziłam...

Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem. :)


Rozdział 21
To był sen, z którego się obudziłam...

*muzyka*
http://www.youtube.com/watch?v=i41qWJ6QjPI

*perspektywa Lii*
*1 września 2012*

Śmierć przywiązuje mnie do szpitalnego łóżka. Przywiera do mojej piersi i zacięcie siedzi tam. Nie wiedziałam, że będzie aż tak bolało. Nie spodziewałam się, że potrafi wymazać z mojej pamięci wszystkie dobre rzeczy, które mnie spotkały. Leżałam w szpitalnej sali już drugi dzień. To tylko kolejne 24 godziny, które tracę. Przecież pozostało mi jeszcze 144 godziny życia. Teraz sama już nie wiem, czy to dużo czy to mało. W sumie i tak jest mi to obojętne. Chyba. Żyłam tak długo w niepewności mojej śmierci, a kiedy już wiem, że zdarzy się to za mniej więcej tydzień, jestem spokojna i czuję się spełniona. Dokończyłam to co miałam dokończyć i mogę z uśmiechem na twarzy odejść z tego świata. Może nie do końca, bo Harry. Nie, Lia! Harrego nie było, nie ma i .... i nie będzie. Tak, tak. To koniec. To był sen, z którego się obudziłam.  To co się dzieje teraz jest jak najbardziej prawdziwe i chociaż moi bliscy obiecywali, że mnie zapamiętają i tak nie będzie to miało znaczenia, bo nie będę o tym wiedziała, kiedy odejdę.

Była godzina 6.50, a ja już nie spałam od dobrej godziny. Trzymając w palcach wisiorek, leżałam na boku, a łzy płynęły mi po policzkach bezgłośnym, nieprzerwanym strumieniem, po czym skapywały na białe, szpitalne prześcieradło. W tym momencie nie chciałam umierać, poczułam, że to jeszcze nie mój czas. Pragnęłam żyć i wspólnie z Nim doświadczać tego wszystkiego czego dotąd nie zdążyłam. Jednak w tej chwili opłakiwałam właśnie jego. A poza tym opłakiwałam chyba nas oboje... i to, że nasza miłość nie okazała się wieczną.

 Nagle poczułam chęć zaczerpnięcia świeżego, letniego powietrza. Podniosłam się z łóżka, założyłam kapcie na swoje chude nogi, poprawiłam piżamę i powoli podeszłam do okna. Otworzyłam go na rozcież. Wdrapałam się na parapet, wychyliłam głowę za okno. Poczułam ten świeży zapach powietrza, nasyconego wilgocią i pełnego łez aniołów. Zobaczyłam ludzi, którzy szli do pracy i strugi deszczu, i pełno samochodów, i słońce, które próbowało przebić się przez deszczowe chmury jednak przegrywało, i jeszcze zielone drzewa , i czerwony autobus. Rozkoszowałam się tym widokiem, usiadłam na parapecie i spoglądałam na moje miasto, jednak myślami byłam gdzie indziej. Spojrzałam w niebo,  było ciemne. I pomyśleć, że za niedługo będę w nim mieszkała...




W pewnej chwili naszła mnie ochota na tytoń. Tak, to zdecydowanie to. Zeskoczyłam z parapetu i zaczęłam szukać w torbie paczki fajek. Mam! Uradowana wróciłam na swoje poprzednie miejsce wraz z papierosami Marlboro i zapalniczką. Wyjęłam jednego papierosa i go zapaliłam. Skoro miałam umrzeć, to co mi szkodzi. 



 


Rozkoszowałam się smakiem tytoniu, kiedy do sali wszedł Max, kiedy tylko zauważył co robię ogromnie się przestraszył od razu do mnie podbiegł i ściągnął mnie z parapetu, po czym posadził mnie na łóżku. Wyrwał mi z ręki szluga, zgasił a potem wyrzucił przez okno, które natychmiast zamknął. Ja siedziałam i przestawałam powoli mieć kontrolę nad swoim ciałem. Max wrócił do mnie, kucnął, złapał mnie za ramiona i patrząc mi prosto w oczy zapytał:

-Nathalie, nie mam już do ciebie siły. Zrezygnowałaś z leczenia i jeszcze chcesz pogorszyć swój stan papierosami.- wstał i dalej kontynuował- A na dodatek jak ty weszłaś na to okno. Przecież mogło ci się coś stać.- Nie czułam się na siłach. Wiedziałam, że to jest ten moment. Ja to czułam głęboko w sobie. Na ostatkach sił wstałam i patrząc prosto w oczy Max'owi powiedziałam cichym głosem:

-Max, to jest ten czas. Niech Louis da im listy. Żegnaj.

-Lia co ty wygadujesz?- zapytał Max. Nie odpowiedziałam już. Dostałam krwotoku z nosa i upadłam bezwładnie na ziemię. Czy tak właśnie miał wyglądać mój koniec?

Spadałam. Staczałam się w otchłań. Ból. Niewyobrażalny ból. Chciałam krzyknąć lecz nie mogłam wydobyć głosu. A zdążyłam pomyśleć zanim świat rozpłynął mi się przed oczami.




*perspektywa Max'a*

Gdy tylko Lia upadła zawołałem lekarza. Po chwili razem z dwiema pielęgniarkami wbiegł do sali. Kazali mi natychmiast wyjść. Tak zrobiłem, chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty. Bezradny usiadłem na krześle, schowałem głowę w ręce i się rozpłakałem. Tak, płakałem jak baba. Nie potrafię zrozumieć jej decyzji. Dlaczego tak łatwo zrezygnowała z życia? Dlaczego?

Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Louis'a. Zrobiłem tak jak kazała Nathalie.

-Halo? W czym mogę pomóc?- spytał Louis.

-Cześć, z tej strony Max. Dzwonię, bo...- zacząłem.

-Coś się stało z Nathalie?

-Właśnie dzwonię w tej sprawie.

-No mów.- poganiał mnie.

-Lia dostała krwotoku i straciła przytomność, ale wcześniej, dosłownie 5 sekund wcześnie powiedziała, że to ten czas. I kazała Ci dam reszcie listy. Więc, proszę. Zrób to.

-Dobrze. Ale skąd ona wiedziała kiedy? Jak się teraz czuje?- dopytywał załamanym głosem.

-Nie wiem, nie mam pojęcia. Lekarz jest jeszcze u niej. Jak będę coś wiedział to zadzwonię. A teraz przepraszam, ale muszę kończyć.- powiedziałem.

-Jasne, rozumiem. Do usłyszenia.- odpowiedział i się rozłączył. Schowałem telefon, po czym wstałem i podszedłem pod salę, w której lekarze ratowali Lię. Czekałem. Mam nadzieję, że na dobrą wiadomość.


*perspektywa Louisa* 

Odłożyłem telefon. Nie wiedziałem, jak to zrobić. To bardzo ich zrani, ale obiecałem. Przecież oni też muszą znać prawdę. Wyjąłem listy i zszedłem na dół, gdzie byli wszyscy: Niall, Zayn, Harry, Liam, Eleanor,Mo i Patricia. Gdy zobaczyli moją gronową minę przestali rozmawiać i bacznie się mi przyglądali. Pierwszy odezwał się Harry:

-Ej, Louis co się stało? Co to za listy?- Popatrzyłem na nie i odpowiedziałem:

-To są listy dla was.

-W takim razie dlaczego ty je masz a nie my?- spytał Liam.

-Bo macie je dostać w odpowiednim czasie.

-Louis co ty bredzisz?- spytał Zayn.

-Ja...- zacząłem.

-Ej, Louis kiedy będzie ten odpowiedni czas?- spytała Mo.

-Teraz.- odpowiedziałem i zacząłem rozdawać te listy, a w trakcie kontynuowałem.- Ale nie otwierajcie ich na razie. Na początek jest jeden list dla nas wszystkich. Po jego przeczytaniu będziecie mogli otworzyć swoje.

-Louis dobrze się czujesz?- spytał Zayn.

-Nie! Nie czuję się dobrze. I ty też się zaraz będziesz tak czuł. Poczekaj aż przeczytasz list.

-Ej, Louis spokojnie. Kochanie od kogo są te listy? - zapytała spokojnie El.

-Zaraz wszystkiego się dowiecie.- odparłem, po czym otworzyłem list i zacząłem czytać:

Moi kochani!
Na wstępie chcę się z wami przywitać, bo ogromnie się za Wami wszystkimi stęskniłam. Tak dawno Was nie widziałam i myślę, że już nigdy taka okazja się nie nadarzy. Nie zdradzę Wam prawdziwego powodu mojego odejścia. Przyjmijcie, że wyjechałam na niekończącą się podróż daleko stąd i być może za wiele, wiele lat się spotkamy się w Naszym prawdziwym domu. Ale nie śpieszcie się, ja poczekam. 

                           Żegnajcie, nie, do zobaczenia

Całusy,

Nathalie


Podniosłem głowę znad kartki i spojrzałem po kolei na wszystkich. Każdy miał w oczach łzy albo płakał. Najgorzej wyglądał Harry, cały się trząsł i nie mógł opanować łez.

-Louis, proszę, powiedz, że to jest żart. Proszę.- łkał Harry. Zrobiło mi się go naprawdę żal. On ją kochał, a ona odeszła.

Gdy skończyłem każdy wraz ze swoim listem rozszedł się. W salonie zostałem tylko ja i Eleanor. Usiadłem na kanapie, a ona obok mnie. Otworzyła list i zaczęła go czytać na głos:

Witaj Eleanor!
Wiem, że mało się znamy, ale mimo to czułam potrzebę napisania do Ciebie tego listu. Niebawem odejdę i nie wiem czy ktokolwiek później powie Ci jaki skarb masz przy sobie. Tak, właśnie. Mam na myśli Louisa. Nawet nie wiesz jak mi pomógł w ostatnim czasie. Gdyby nie on to nawet nie zebrałabym się na napisanie tych listów. A wiedz, że nie było dla mnie to łatwe. Pamiętaj więc, że nie możesz go stracić. Nie ma na świecie drugiej osoby, która kochałaby Cię równie mocno jak on. Bądźcie razem na zawsze. A na koniec, chciałabym życzyć Waszej dwójce duuuuużo miłości, radości, szczęścia, przesłodkich dzieciaczków, niesamowitych wspomnień i żebyście żyli  więcej niż 1000 lat!



Żegnajcie kochani, 

Lia :*


-Będzie mi jej brakowało.- dodałem ze łzami w oczach.

-Mi też. To taka wspaniała dziewczyna.

-Wiem.

-Ale dlaczego ona odeszła? Jaki był ten prawdziwy powód.

-Przepraszam kochanie, ale nie mogę Ci powiedzieć. Nawet Tobie. Obiecałem. Ale wiem, że dowiesz się w swoim czasie.- powiedziałem i pocałowałem El w skroń.

 


*perspektywa Zayn'a*

Opadłem na łóżko w swoim pokoju i zacząłem czytać list.

Cześć Zayn! 
Piszę do Ciebie ten list, aby się z Tobą pożegnać i dać Ci kilka wskazówek. Po pierwsze: Kochaj mocno swoją dziewczynę i nigdy jej nie rań, bo jeżeli to zrobisz to wrócę (jeszcze nie wiem jak, może będę Cię nawiedzać) stamtąd gdzie będę i osobiście Cię opieprzę. Po drugie: Doceń Mo i jej starania, bo ona Cię naprawdę bardzo kocha. Bądź zawsze przy niej, kiedy Cię potrzebuje i nigdy jej nie zostawiaj samej w trudnych chwilach. Bądźcie jednością, tak jak do tej pory.Po trzecie: Walcz o swoje i dalej spełniaj marzenia.Po czwarte: Nie przejmuj się opinią innych, znasz swoją wartość i tego się trzymaj.Po piąte: Życzę Ci wszystkiego co najlepsze!


Żegnaj,

Lia :) 


-Obiecuję, że jej nigdy nie zostawię. Żegnaj, przyjaciółko. Będę o Tobie zawsze pamiętał.


*perspektywa Mo*

Boję się otworzyć ten list i dowiedzieć jak bardzo zawiodłam. Nie chcę wiedzieć jak bardzo mnie Lia nienawidzi. Zabiegana w swoich sprawach zapomniałam o tym, że moja przyjaciółka umiera. Zostawiłam ją z tym wszystkim samą. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Cała zapłakana zaczęłam czytać list.

Witaj kochana Mo!
Coś mi się wydaje, że boisz się treści tego listu. Ale uwierz, naprawdę nie ma czego. Wręcz przeciwnie. Ja Ci chcę tylko podziękować. Gdy zamieszkał w Londynie nie znałam nikogo, nie miałam żadnego pomysłu na  życie ani żadnego celu, ty pomogłaś mi całkiem bezinteresownie. To dzięki Tobie wiedziałam co chcę dalej robić i to dzięki Tobie poznałam tylu wspaniałych ludzi. W moim sercu będziesz na zawsze. I mimo że nie będzie mnie przy Tobie ciałem, będę duszą i całą sobą obok Ciebie, moja przyjaciółko.I nie obwiniaj się o coś na co nie miałaś wpływu. To Bóg zdecydował o moim losie. I gdy wkrótce trafię do prawdziwego domu przestanę cierpieć i odpocznę, czuwając nad Wami wszystkimi. Ale Wy żyjcie normalnie, jak zawsze, jak do tej pory. Kocham Cię moja Mo! Życzę Ci wszystkiego co najlepsze! 

Żegnaj,

 Nathalie :*

Ps. Nie płacz! Zrób to dla mnie. :)


Zaśmiałam się przez łzy. Jaka ona kochana. Nie zapomnę o Tobie, ale muszę Cię jeszcze zobaczyć. Więc nie mówię "Żegnaj" lecz "Do zobaczenia".

*perspektywa Niall'a*

Usiadłem na łóżku i zacząłem czytać list za łzami w oczach.



Cześć kochany Głodomorku! 

Jesteś takim wesołym człowieczkiem, który jest wiecznie głodny. Masz cudowną dziewczynę i świetną pracę. Jesteś uczuciowy, kochany i szczery. I właśnie dlatego masz się nie zmieniać. Zrozumiano?! :) Niall, pamiętaj, że jesteś wyjątkową osobą i nikt Ci nie wmówi, że tak nie jest. Bądź taki, jaki jesteś do tej pory, a przy sobie będziesz mieć tylko tych prawdziwych przyjaciół. Kochaj, wspieraj i szanuj swoją dziewczynę, bo jesteście dla siebie przeznaczeni. Życzę wam dużo miłości i radości, śliczniutkich bobasków i czego sobie jeszcze zapragniecie. Spełniajcie swoje marzenia i żyjcie tak jak chcecie!


Żegnaj,

Lia :)


-Oj, Lia, Lia. Dziękuję Ci, ale ja się wcale nie chcę z Tobą żegnać. Jeszcze się zobaczymy, zobaczysz.- powiedziałem i z oczu popłynęły mi kolejne łzy.


*perspektywa Patricii*

Wzięłam głęboki wdech, przetarłam lecące z oczu łzy i zaczęłam z obawą czytać list.


Kochana przyjaciółko!

Wahałam się zanim napisałam do Was te listy. Bałam się Waszej reakcji na nie. Jednak coś kazało mi właśnie w ten sposób postąpić. Czułam, że muszę się z Wami pożegnać, doskonale wiesz dlaczego. Jednak proszę Cię, żebyś wciąż nikomu nic nie mówiła. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. :)
Tak, więc kochaniutka Patricio chcę Ci życzyć jeszcze lepszych motocykli ( ale masz na nich jeździć ostrożnie, tak żebyśmy się za szybko nie spotkały, wiesz gdzie ), dużo zdrowia, szczęścia, radości, jedzenia, wiele miłości, wytrwałości w związku z Horankiem i czego sobie jeszcze zażyczysz. Pamiętaj skarbie- walcz o swoje marzenia i nigdy nie poddawaj się. Musisz mieć wiarę i nadzieję, a wszystko jest możliwe. Nawet to co wydaje się niemożliwe...

Żegnaj,

Nathalie

-Nathalie, powiedziałaś, że muszę mieć wiarę i nadzieję, a wszystko jest możliwe, nawet to co wydaje się niemożliwe. W takim razie chcę, żebyś wyzdrowiała i była tu razem z nami. Mam walczyć, więc się nie poddam i wszystko naprawię. Niedługo się zobaczymy. Obiecuję.- powiedziałam, a potem zaniosłam się płaczem.


*perspektywa Liam'a*

Usiadłem z ponurą miną na kanapie i zacząłem czytać list.


Witaj Liam!

Wiem, że nigdy mnie nie lubiłeś, nie przepadałeś za mną od samego początku drugiej znajomości. Nie wiem, co było tego powodem. Nie wiem też, dlaczego tak się stało. W twoim przypadku nie wiem nic. Nie wiem czy cię lubię czy nie. Moje uczucia co do Ciebie są mieszane. Ale ty nie wiesz dlaczego, prawda? Przykro mi, że nie pamiętasz. Że tak łatwo zapomniałeś. Bardzo łatwo odciąłeś się od tych spraw i ludzi, którzy podobno byli dla Ciebie ważni. Domyślam się, że może nie wiesz o czym teraz mówię, ale kiedyś się dowiesz. Jednak wiedz, że znaliśmy się wcześniej, niż od 4 lipca. Może teraz się domyślisz, chociaż sama nie wiem. Ale koniec o tym.
Liam, chciałabym Ci życzyć dużo, dużo zdrowia, szczęścia, radości, wiary, nadziei, wiecznej miłości i dalszego spełnienia marzeń. Wierzę w Ciebie. :)

A teraz żegnaj,

Nathalie 


-Znaliśmy się wcześniej? Druga znajomość? Jaka prawda?- zadawałem sobie pytania, na które odpowiedź znała tylko Lia.....


*perspektywa Danielle*

List był krótki, mimo to smutny.



Droga Danielle!

Nie znałyśmy się za dobrze, mimo to bardzo Cię polubiłam i  z tego powodu czułam obowiązek pożegnania się z Tobą. Ale to jeszcze nie teraz. Na początku chciałam Ci powiedzieć, że masz świetnego chłopaka, który Cię bardzo kocha, więc życzę Wam dużo miłości i wytrwałości. Chcę Ci również życzyć dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i dalszego rozwijania się jako tancerka. Masz ogromny talent i nie możesz go zaprzepaścić. Wierzę w Ciebie i trzymam kciuki.

Żegnaj,

Nathalie :)
-To ja trzymam kciuki za Ciebie.- powiedziałam przez łzy. 


*perspektywa Harry'ego*

Nie potrafiłem uwierzyć w to co się stało. Nie chciałem by to co było w tym liście okazało się prawdą. Tak nie mogło być, ona nie mogła odejść. Nie teraz, nie przeze mnie. Muszę ją odzyskać, za bardzo ją kocham by pozwolić jej odejść. To wydarzenie, które zrujnowało mój świat było ustawione, fałszywe. Nie mogę dopuścić to straty najważniejszej osoby. 

Otworzyłem kopertę drżącymi rękoma i zacząłem powoli czytać.


Mój Harry!


Przepraszam, że żegnam się z Tobą w taki sposób, że nie robię tego osobiście. Ale nie dam rady, nie mam siły. Być może teraz, kiedy to czytasz mnie już nie ma. Być może odeszłam. Odeszłam i nie wrócę więcej. Ale nie przejmuj się. Nie popełniłam samobójstwa, to była lub będzie śmierć naturalna. Dlaczego tak wcześnie? Nie wiem. To po prostu mój czas. Moja ziemska wędrówka dobiegła końca. Harry, głowa do góry. :) Tak w ogóle, to chciałam Ci bardzo podziękować, bo wprowadziłeś do mojego życia dużo radości, pokazałeś mi wiele cennych wartości i rzeczy, które zapamiętam do ostatniego oddechu. Jesteś osobą, które dała mi bardzo dużo. Obdarzyłeś mnie bliskością, poświęciłeś mi czas, a ja natomiast mogłam kogoś obdarzyć najprawdziwszą miłością. I naprawdę serdecznie Ci za to dziękuję. Jestem Twoją dłużniczką.


Na koniec mam do Ciebie kilka próśb lub nawet żądań. Zapomnij:

-o mnie,

-o tym, że mnie poznałeś,
-o tym, że byliśmy razem,
-o wspólnych chwilach,
-o tym, że w ogóle istniałam kiedykolwiek.
Uwierz mi, tak będzie Ci łatwiej. 


Chcę Ci jeszcze życzyć dużo zdrowia, szczęścia, radości, tego byś znalazł swoją prawdziwą drugą połówkę, żebyś dalej rozwijał swój talent i spełniał marzenia. 


Kocham Cię, ale żegnaj,

Twoja Nathalie

Dlaczego ona mi to robi? Dlaczego mnie zostawia? Przecież ja nigdy o niej nie zapomnę. Przecież to ona jest moją drugą połówką. Moim życiem, słońcem, powietrzem. Bez niej nie umiem normalnie funkcjonować. Ja nie chcę bez niej żyć. Ja ją kocham...- tysiące myśli napływało mi do głowy, a wraz z nimi kolejne słone łzy. 

 

-Harry?- nagle usłyszałem cichy i smutny głos Louisa, ale nic nie powiedziałem.

-Harry, wiedz, że ona Cię kocha.

-To dlaczego odeszła?- spytałem.

-Wiele osób ją zraniło, miała tego dość, do tego ta choroba. My musimy jej pomóc, a nie rozpaczać. Pozostało nam nie wiele czasu. 

-Louis o czym ty mówisz? Jaka choroba?- zapytałem zdziwiony.

-Lia jest poważnie chora. I zrezygnowała z leczenia.- oznajmił, a ja doznałem szoku.

-Ja... ja nic nie wiedziałem. Dlaczego ona powiedziała to Tobie, a nie mi?

-Nikt nie wiedział poza Cią i Mo. Ja dowiedziałem się, wtedy gdy ty pojechałeś do rodziny, a ja się z nią spotkałem i to na dodatek całkiem przez przypadek. Gdyby nie to, że zemdlała przy mnie, to bym o niczym nie wiedział.- wyjaśnił Lou.

-Ale to nie zmienia faktu, że powinienem wiedzieć. Przecież jesteśmy, byliśmy razem. 

-Ja cię rozumiem Harry. Sam jej kazałem Tobie o tym powiedzieć. Zbierała się od dłuższego czasu, ale bała się, że jak Ci powie to się rozstaniecie albo, że pomyślisz, że jest z Tobą tylko dla pieniędzy na leczenie.

-Przecież, ja... ja nigdy bym tak nie pomyślał. Nie wierzę w to co się dzieje.- powiedziałam, ale rozmowę przerwał nam telefon Louisa. Odebrał.

-Halo. I co z nią? Co to oznacza? Proszę powiedz mi, gdzie jest? Błagam, to ważne. W rodzinnym mieście, ale jakim? Proszę powiedz. Dobrze, rozumiem. Jakbyś coś wiedział to dzwoń, informuj mnie na bieżąco. Na razie.- rozłączył się i zaczął mówić.

-Lia zapadła w śpiączkę. 

-O Mój Boże! Ja muszę do niej jechać! Gdzie ona jest?!- poderwałem się z zacząłem krzyczeć. 

-Ej, Harry, spokojnie. Nie wiem, gdzie jest. On nie mógł mi powiedzieć, Lia go o to prosiła. Jedynie wiem, że jest w rodzinnym mieście. Harry nie wiem skąd ona jest, gdzie wcześniej mieszkała?

-Wiem, to znaczy wiem, ale nie pamiętam.- usiadłem i chwilę zacząłem się zastanawiać. Moje słońce pochodzi z tej samej miejscowości co... co Liam- Tak, mam. Lia jest z Wolverhampton.- krzyknąłem przez łzy szczęśliwy. Szczęście w nieszczęściu.

-No to już, jedziemy!- poderwał się Louis i poszedł powiadomić resztę. Ja zebrałem najważniejsze rzeczy i przygotowałem samochód. Po chwili razem z Lou jechaliśmy do Wolverhampton. Chłopaki i dziewczyny mieli wyjechać dopiero za godzinę. Ja już nie mogłem dłużej czekać. Musiałem ratować moje życie.

Kilka minut po 14 dojechaliśmy pod szpital w Wolverhampton. Od razu wysiedliśmy i szybkim tempem weszliśmy do środka. Po uzyskaniu z wielkim trudem potrzebnych informacji kierowaliśmy się pod odpowiednią salę pod którą stał jakiś chłopak, który gdy tylko nas zobaczył ogromnie się zdziwił i zaczął pytać:

-Louis, co wy tu robicie?

-Musieliśmy przyjechać. Trzeba ją uratować.- odpowiedział Tomlinson.

-Ale jak się tu dostaliście? Kto wam powiedział gdzie jest Lia?- dopytywał dalej.

-To moja dziewczyna, wiem skąd jest.- wtrąciłem się, dodając po chwili- Co z Lią?

-Jest w śpiączce.

-To źle czy dobrze?

-Nie wiadomo.- odparł i spojrzał przez szybę na salę, gdzie leżała moja Nathalie. Odwróciłem wzrok w tą samą stronę i znów się popłakałem. Dlaczego wcześniej nic nie wiedziałem? Dlaczego?

-Co to za choroba?- spytałem po chwili, uświadamiając sobie, że tego nie wiem. Nieznajomy chłopak spojrzał na mnie niepewnie i powiedział cicho:

-To białaczka.- nie mogłem uwierzyć. Musiałem do niej wejść.

-Mogę do niej wejść? -spytałem.

-Nie wiem, trzeba zapytać się lekarza. Właśnie idzie w naszą stronę.

-Witam. A panowie do kogo?- spytał mężczyzna w średnim wieku.

-Ja do swojej dziewczyny, Nathalie.- powiedziałem wskazując na salę.- Czy mogę do niej wejść?

-Ach, nie wiem czy to dobry pomysł...- zaczął lekarz.

-Niech pan mu pozwoli.- poprosił Lou.

-No dobrze, możesz wejść. - usłyszałem i od razu wszedłem. Gdy zobaczyłem ten obraz serce mi się krajało. Ona blada, chuda leży na białym łóżku, podpięta tysiącami kabelków do różnych maszyn, będąca w śpiączce. Usiadłem na krześle obok i  ująłem delikatnie jej dłoń. Jak ja ją kocham...
Jej głowa leżała bezwładnie na białej pościeli. Leżała w bezruchu. Wydawałoby się, że jej aura bladnie, choć nie mogłem tego dojrzeć. W tym momencie czułem wręcz jak serce mi zamiera, gdy tak wpatrywałem się w znajome rysy. Przycisnąłem jej dłoń do swojej. Poczułem aksamitność jej miękkiej skóry i słodycz zapachu. Trzymając jej dłoń kurczowo w swojej dłoni zacząłem się trząść. Zadawałem sobie pytanie: Czy się spóźniłem? Zasnęła sama, nawet nie wiedząc, że jestem przy niej. Pocałowałem jej kruchą dłoń i dalej wpatrywałem się w moją ukochaną, walcząc z napływającymi do oczu łzami.
Czy się spóźniłem?
Nie wiem, to czas pokaże.
Ja nie chce.
Jeszcze nie jest za późno.
Jeszcze wszystko można  naprawić.
Jeszcze wszystko może być dobrze.
Prawda?




Hej, kochani!
Witam was po długiej przerwie i od razu mówię, że to nie moja wina. To wszystko przez durnowatych nauczycieli i szkołę.

Ale przechodząc do rozdziału, to jak się wam podoba?
Z góry przepraszam za wszelkie błędy.
Jak myślicie, czy wszystko może być jeszcze dobrze?
Jak sądzicie, co wydarzy się w następnych rozdziałach? 
Piszcie swoje pomysły, chętnie przeczytam i dowiem się jakie wy macie plany na dalszą historię. 


A teraz komentujcie, proszę. :)

Ps. Dziękuję wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem i za liczbę obserwujących mojego bloga osób. :) Obiecuję, że następny rozdział postaram się napisać szybciej. :)

Do zobaczenia,
Dija :) 



15 komentarzy= Nowy Rozdział!

Muszę was trochę zaszantażować, hi hi.

Ps. Rozdział 22 mam już prawie cały napisany, więc jeśli chcecie go przeczytać to komentujcie!!!