niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 18 A to wszystko przez złamanie paznokcia...

Z dedykacją dla Marry Rubens. Dziękuję Ci z całego serducha, że komntujesz mój każdy rozdział. Naprawdę, jesteś wielka. :*** <3



Rozdział 18

A to wszystko przez złamanie paznokcia...


muzyka:
http://www.youtube.com/watch?v=KagvExF-ijc

 
*Londyn*
*21 sierpień 2012*
*perspektywa Lii*


Dziś wstałam z samego rana. Zwlekłam się półprzytomna i poczłapałam do łazienki. Po 30 minutach byłam jak nowo narodzona po porannym prysznicu i warstwie makijażu oraz po odzianiu się w jakieś przyzwoite ubrania. Przed wyjściem, na szybko zjadłam kanapkę i pobiegłam na przystanek, biorąc wcześniej strój do ćwiczeń i inne przydatne duperele. Dotarłam na miejsce równocześnie z autobusem, po czym zajęłam miejsce w czerwonym pojeździe, którym po 25 minutach dojechałam pod LCDC, gdzie odbywały się moje co tygodniowe zajęcia. O 8 zaczęłam trening. Przygotowywałam jedną z najlepszych grup wakacyjnych do wzbogacenia akademii rozpoczynającej nowy rok szkolny o taneczną historię miłosną. Główne skrzypce grali Landon i Rita, która nie ma co mówić, jest naprawdę dobra, pomijając jej paskudny charakter. Były to już ostatnie próby przed premierą i szło nam całkiem dobrze, aż do pewnego incydentu, który jak się okazało zmienił całą moją historię....
Był to środek choreografii, gdy jedna z podnoszonych do góry dziewczyn przez przypadek uderzyła Ritę nogą w głowę, a ona się potknęła i upadła, łamiąc przy tym paznokcia. Wybuchła afera, a panna Thompson zaczęła szarpać Viv i krzyczeć na nią. Nie mogłam pozwolić sobie na takie zachowanie na moich zajęciach, w wyniku czego Rita została usunięta z przedstawienia i zajęć. Z łzami w oczach wyszła z budynku szkoły, a reszta zajęć przebiegła w miłej atmosferze. Gdy próba dobiegła końca ruszyłam do Nandos na swoją zmianę. Do knajpki udałam się miejskim środkiem transportu- autobusem. Po 10 minutach wpadłam jak burza do lokalu i popędziłam przebrać się w roboczy strój, a następnie wzięłam się do pracy. Sprzątałam za ladą odwrócona tyłem do drzwi wejściowych, kiedy usłyszała za sobą zachryonięty męski głos:

-Cóż to za piękna panienka tutaj pracuje?!- wszędzie rozpoznam ten głos. Cudowny głos, należący o mojego Miśka. Szybko do niego podeszłam i mocno się w niego wtuliłam.

- Harry, jak ja się za tobą stęskniłam.

-Ja za tobą też. Nawet bardziej, kochanie.

-Och, już nigdy mnie nie zostawiaj samej na tak długo.- zaśmiałam się, cały czas wtulona w niego.

-Już Cię nigdy nie zostawię. Zawsze będziemy razem. Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz.

-A kto w ogóle powiedział, że chce się od ciebie uwolnić?!- zapytałam się go.

-Kocham cię.- powiedział przyciągając mnie do siebie i całując w czoło.

-Ja ciebie też i to jeszcze jak.- odpowiedziałam, patrząc mu w oczy, na co się uśmiechnął i przytulił mnie jeszcze mocniej.

-No dobra. Ja tu jestem w pracy, więc jak chcesz ze mną rozmawiać to musisz coś zamówić- zaśmiałam się pokazując mu język.

-Osz ty! Nie dziwię się właścicielowi, że Cię zatrudnił. Dobra, to poproszę duże frytki i colę.

-Już się robi.- potwierdziłam i podałam mu colę, a po chwili frytki.

-Kochanie dziś robimy imprezę z chłopakami, mam nadzieję, że przyjdziesz.- zaproponował mi Harry.

-To nie macie dziś koncertu?- spytałam.

-Mieliśmy mieć, ale został przełożony na jutro z powodów technicznych.- wyjaśnił.

-Okey, to wpadnę. A o której?

-Zaczyna się o 18.

-Oj, to przyjdę, ale dopiero po występie w Mix'ie.

-Dobrze, będę czekał. A teraz muszę już lecieć, kochanie. Cześć.- pożegnał się cmokając mnie w policzek, a następnie wychodząc. Reszta zmiany upłynęła mi spokojnie, bez żadnych "gości" i niespodzianek. Kilka minut po 17 dotarłam do swojego mieszkania kompletnie wykończona. Nastawiłam wodę na kawę i poszłam wybrać ubrania na dziś. Zdecydowałam się na taki zestaw:


czarno
Gdy czajnik zaczął "piszczeć" skierowałam się do kuchni wyłączyć gaz, po czym zalałam kawę. Potem poszłam wziąć szybki prysznic i zrobić od nowa makijaż. Gdy wykonałam już te czynności poszłam napić się wreszcie tej kawy. Po 10 minutach popędziłam do łazienki wyszykować się do końca. Ubrana i gotowa czekałam przed kamienicą na zamówioną taksówką. Był ciepły wieczór. Delikatny leni wiaterek muskał moje ramiona uspakajając mnie przy tym, ponieważ ogromny strach i przeczucie, że coś złego się dzisiaj wydarzy zżerał mnie od środka i od pewnego czasu nie pozwalał normalnie myśleć. Nie wiedziałam o co chodzi, ani jak temu zaradzić. Najchętniej to już nigdzie bym dzisiaj nie wychodziła i została w domu oglądając TV otulona ciepłym kocem i z herbatą w ręce. Ale niestety nie mogę. Gdy podjechała moja taksówka wsiadłam do niej a po 30 minutach byłam na miejscu. Na początku przywitałam się w właścicielem, a później weszłam na scenę i zaczęłam śpiewać pierwszą piosenkę- Scream & Shout. Później zaśpiewałam What a girls wants. Na koniec wykonałam jeszcze dwie piosenki Avril Lavigne- Too Much To Ask i Remember When.


*Włącz*


 Po skończonym występie pojechałam po chłopaków. Wysiadłam przed ich posiadłością i do uszu od razu dobiegły mi dźwięki głośnej muzyki. Podeszłam do drzwi i miałam zadzwonić dzwonekim, ale stwierdziałam, ze i tak niekt nie usłyszy więc weszłam do środka. Pierwsze co zobaczyłam to niesomowicie duuużo ludzi. Nie wiedziałam, że będzie to aż taka impreza! Zaczęłam rrozglądać się za chłopakami. Jako pierwszych dostrzegłam Louisa i Zayna, którzy bawili się w DJ. Pomachałam im ręką i ruszyłam do kuchni, gdzie znalazłam Horanka z Patricią, którzy czyścili talerze z jedzenia. uściskałam ich i podeszłam do Liama, który siedział na sofie wyraźnie czymś przejęty i zamartwiony.. Dosiadłam się do niego i spytałam:

-Cześć, Liam. Wszystko w porządku?- on otrząsnął się z myśli i spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku, ale gdy mnie zobaczył dostrzegłam w nich lekkie zmieszanie, jakby nie wiedział jak zachować się w moim towarzystwie.

-Cześć, Lia. Tak, wszystko jest okey. Po prostu się zamyśliłem.

-Ale na pewno?- chciałam się upewnić.

-Noo, tak.- odprał, ale i tak mnie nie przekonał. Był moim bratem i wiedziałam kiedy go coś gryzie.

-I tak Ci nie wierzę, ale wiedz, że możesz mi powiedzieć i będę starała się Ci pomóc.

-Wiem, rozumiem. Ale to jest sprawa z którą sam muszę się uporać.- odrzekł, posyłając mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. W tamtym momencie tak bardzo tęskniłam za swoim dzieciństwem. Za nim, za rodzicami. Za naszymi wspólnymi chwilami.

-Dobrze. W takim razie odpuszczam. Liam? A nie wiesz może gdzie jest Harry?

-U siebie.- odparł. A po chwili poderwał się na równe nogi, jak opętany i zaczął gadać.- Ale pójdę po niego, albo sam tu przyjdzie. Nie idź tam, nie idź do niego.- nawijał bez przerwy. Chciał kryć Harrego, tylko nie wiedziałam dlaczego. Postanowiłam tam iść i sprawdzić co się dzieje. Wstałam z kanapy i szybko pobiegłam do pokoju Harrego. Gdy dotarłam pod jego pokój ostro nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi, a Liam dobiegł do mnie. To co tam zboczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Łzy stanęły mi w oczach, po chwili spływając bez władnie po twarzy, ciało zaczęło mi się trząść, a cały mój świat legł w gruzach. Harry całujący się z Ritą, On siedział na łóżku, a ona na nim okrakiem, złączeni w namiętnym pocałunku nawet nie zauważyli naszej obecności. Po raz kolejny się zawiodła. Tak cholernie to boli. Ale nie miałam zamiaru się na niego wydzierać, ani nic. Po prostu się poddałam. Bo to on już zdecydował, już wybrał. Stracił mnie, tylko kolejną dziewczynę z całych setek. A ja? Ja straciłam swój świat i swoją jedyną i prawdziwą miłość. Spojrzałam się tylko na Liama, po czym wybiegłam z ich domu. Widziałam tylko jeszcze jak Liam wchodzi do pokoju już mojego byłego chłopaka i wrzeszczy na niego. Już nic nie miało jakiegokolwiek sensu. Cała zapłakana wybiegłam przed ich dom. Stanęłam na chodniku przy drodze kompletnie nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Z bezradności usiadłam na krawężniku, zwijając się w kłębek i zanosząc się płaczem. Po chwili poczułam jak czyjeś ramiona przyciągają mnie do siebie. Podniosłam głowę i swoimi zapłakanymi oczami ujrzałam zmartwioną twarz mojego brata. On naprawdę mi współczuł. On był tam. Ze mną. W trudnej dla mnie chwili. Wspierał mnie.

-Wszystko się ułoży. Zobaczysz, wyjaśnicie sobie ten incydent i będzie dobrze.- zaczął Liam.

-Nie, Liam. Już nic nie będzie dobrze. Wszystko się spierdoliło. Moje życie legło w gruzach. Wiesz, myślałam, że teraz, kiedy zamieszkałam w Londynie, znalazłam pracę, przyjaciół, a co najważniejsze Harrego, chłopaka, którego pokochałam od początku, gdy tylko nasz wzrok się spotkał. Można by żec, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale chyba tylko z mojej strony, bo on... On mnie nie kochał tak jak ja jego, jeżeli w ogóle mnie kochał. Chyba mnie zrozumiesz, bo wydaje mi się, że ty tak samo kochasz Danniele jak ja Harrego. On był dla mnie wszystkim, moją jedyną prawdziwą miłością, moim światem. Straciłam go tak sama jak przed laty rodziców i brata. Mam dość, że każdy mnie opuszcza, odchodzi, odwraca się i nawet nie pamięta o mnie, gdy ja całymi dniami o nich myślę. Mam dość, tak cholernie mam dość. Nie dociera do mnie to, że on przelizał się z Ritą, moją uczennicą. Ku*wa! Pierdole to wszystko.- wyżaliłam się, krzycząc i zemszcząc na koniec. Głupio mi było wspominać mu o nim, ale jak zaczęłam gadać to i to powiedziałam. Ale wiem, że i tak nie zrozumie...

-Przykro mi.- wyszeptał, dodając po chwili- Ale zobaczysz jeszcze będzie dobrze, nawet lepiej.

-U mnie nigdy nie jest dobrze.- westchnęłam wstając i uwalniając się z jego uścisku. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Przeczesałam palcami roztargane włosy, opuszkami palców delikatnie starłam rozmazany tusz i uśmiechnęłam się blado. Wiedziałam co muszę robić.

-Żegnaj, Liam.- powiedziałam i żwawym krokiem ruszyłam przed siebie. Liam chciał pobiec za mną, ale w tym samym momencie wyłonili się paparazzi i zaczęli robić mu zdjęcia. A, że w środku była impreza nie mógł pozwolić, żeby którykolwiek z nich tam się dostała, bo by wybuchł skandal. Zostawiając go na pastwę losu szłam w stronę pobliskiego postoju taksówek. Po chwili jechałam już czarnym autem do mojego azylu, by tam poddać się w pełni smutkowi i goryczy. Patrząc się przez okno taksówki i oglądając Londyn wspominałam wszystkie te chwile z Harrym. Każdą naszą rozmowę, każdy gest, pocałunek, dotyk. Każdy jego uśmiech, każde czarujące spojrzenie, każde jego słowo. Wszystko z nim związane. Gdy samochód zatrzymał się pod moją kamienicą doprowadziłam swój umysł na chwilę do normalnego stanu i podając banknot taksówkarzowi podziękowałam.

-Na koszt firmy. Nie zadręczaj się. Wszystko będzie dobrze.- powiedział starszy pan, ten sam, który gdy pobiłam Harrego odwoził nas do jego domu i myślał, że jesteśmy parą.

-Dziękuję. Mam nadzieję, że ma pan rację.- odpowiedziałam i wyszłam z auta udając się w stronę kamienicy. Po pokonaniu kilku stopni dotarłam pod drzwi swojego mieszkania. Gdy weszłam do środka od razu poszłam pod prysznic. Gorące strumienie dawały ukojenie mojemu ciału, chociaż na moment. W tamtym momencie pragnęłam, żeby zmyły one ze mnie problemy i wszelkie uczucia. Po skończonej kąpieli wyszłam spod prysznica i ubrałam się w piżamkę. Związałam włosy w luźnego warkocza i zmyłam resztki makijażu z opuchniętej od płaczy twarzy, po czym wyjęłam z szafki żyletkę i usiadłam na sedesie. Przez dłuższą chwile spoglądałam na moją dawną przyjaciółkę, z którą nie utrzymywałam kontaktu już od ponad 2 lat. Ale czas powrócić do dawnych znajomości, które dawały mi ukojenie i pustkę w sercu. Chwilowy brak emocji. Postanowiłam to zrobić. Stanowczo wzięłam żyletkę do ręki delikatnie przejechałam nią sobie po prawym nadgarstku, wykonując na początku delikatnie cięcia, ale z chwilą coraz bardziej je powiększając. Po wykonaniu kilku "kresek" odłożyłam narzędzie na umywalkę i oswobodzona on bólu psychicznego spoglądałam na krew spływającą po mojej ręce oraz na czerwone krople na podłodze. Siedziałam chwilę z cieknącą krwią, ale w końcu postanowiłam zabandażować rękę. Gdy skończyłam już wszystkie czynności w toalecie udałam się do sypialni, gdzie włączyłam na ful przytłaczającą muzykę i walnęłam się na łóżko zanosząc się płaczem. Po chwili usłyszałam dźwięk nadchodzącego połączenia, później kolejnego i kolejnego oraz kilkadziesiąt smsów, ale wszystko ignorowałam. Zapłakanymi oczami spoglądałam w biały sufit i tak przez całą noc, aż do rana. Leżałam, płakałam i wspominałam moje upadłe i stracone już życie...


C.D.N.



Witajcie moje drogie kochane pyszczki! :*
Ale się stęskniłam.
Witam was po długiej przerwie.
Przychodzę do was z nowym rozdziałem, który jak dla mnie jest kompletnie beznadziejny. Totalne dno, lipa. Ale cóż, jednak jest.... Z  góry przepraszam za błędy. :)
Proszę, piszcie swoją opinię w komentarzach. To ważne dla mnie i to bardzo, bo pod ostatnim rozdziałem pojawiło się tylko 4 komentarze, co mnie trochę zasmuciło.
Rozdział na mojego drugiego bloga dodam gdzieś w tym tygodniu. Będę musiała chyba poszukać jakiegoś wspólnika do tamtego opowiadania, bo zbliża się nowy rok szkolny i wieeelki zapierdziel u mnie. Masa pracy. Ale szczegóły napiszę już później. Dobra. To na tyle.

Oceniajcie kochani rozdział, proszę.! :*

Buziaczki :***

Dija;)
 

sobota, 10 sierpnia 2013

Mała przerwa, czas odpocząć.

Cześć, kochani.
 Wybaczcie, ale niestety nie "przyniosłam: ze sobą nowego rozdziału, lecz pewną wiadomość. Dzisiejszej nocy wyjeżdżam na moje wymarzone wakacje. Jadę w góry, na caluśki tydzień. Także nie będzie mnie tu. Nowy rozdział pojawi się po kilku dniach, gdy wrócę. Obiecuję. Jest już zaczęty, muszę go dokończyć i dopracować. Mam nadzieję, że ten wyjazd wyjdzie mi na dobre i powrócę z niego z nowymi pomysłami, weną i zapałem, czego ostatnio było mi mało. A na razie proszę was o komentowanie rozdziałów, bo coś ostatnio mało komentarzy się pojawiło. To chyba na tyle. Do zobaczenia i buziaczki. Niedługo się odezwę. :*

Pozdrawiam i kocham 

Dija;)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 17 Dałam upust emocjom...

Uwaga!

Rozdział dedykuję Anicie Krotowskiej, która od dłuższego czasu komentuje każdy rozdział na tym blogu, jak i na moim drugim. Jestem Ci wdzięczna. Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz proszę o komentarze. 


Ps. Pozostałe rozdziały też będę dedykować pewnym osobą, które tu są ze mną. Na pewno będziecie docenione. 

Rozdział 17

Dałam upust emocjom






*Londyn*
*20 sierpień 2012- ponad miesiąc później* 
*perspektywa Lii*


Dziś wstałam zaraz po 7. W pół godziny wyszykowałam się i ubrana w pastelowe spodnie, sweterek i trampki ruszyłam na spacer. 



W ostatnim czasie czułam się bardzo samotna. Harry z chłopakami wyjechali w trasę i pomimo tego, że codziennie rozmawiamy ze sobą jak nie przez telefon to przez Skypa to nie jest to samo co ich obecność obok. Patricia pojechała do rodziny, podobnie jak Rose. A ja zostałam sama w Londynie, wpadając w wir pracy. Ciągle dostaje jakieś propozycje: warsztaty taneczne, praca jako instruktor, tancerka w programie telewizyjnym i tego typu. Zazwyczaj odmawiam, bo po prostu nie mam już siły. Jestem zmęczone codziennymi występami w klubie, warsztatami w LCDC i dodatkową pracą, którą udało mi się dostać jakieś 3 tygodnie temu w Nandos. Mimo tylu zajęć nadal nie udało mi się zebrać potrzebnej sumy na lek, a czas mi się kończy. Kilka dni temu byłam w Wolverhampton u doktora Moon'a. I wiecie co? Nie mam dużych szans na przeżycie pół roku, nie mówiąc już o jednym całym. Jestem załamana. Nikt o tym nie wie. Harry nawet nie wie, że jestem chora na białaczkę. Chłopaki też. A dziewczynom nic nie wspominam o uciekającym czasie. Zdaje się, że w ogóle zapomniały o mojej chorobie. Ale to nawet lepiej. Nie zamartwiają się przynajmniej. Do tej pory sama sobie radziłam z tym, to czemu teraz mam sobie nie poradzić? Bo mam więcej do stracenia? Tak, to prawda. 

Szłam po pustym i zaniedbanym parku znajdującym się na przeciwko mojej kamienicy. Było to całkiem wyludniałe miejsce, dlatego w ostatnim czasie często tu przychodziłam. Doskonale odzwierciedlało moje samopoczucie. Było obrazem mojej samotnej, brudnej i straconej duszy, która tylko czekała na odejście. Czekała na wieczny odpoczynek.

Dzisiejszego dnia, o godzinie 10 miałam spotkać się z Harrym, a później z resztą chłopaków, którzy przyjechali na dwa dni do Londynu z powodu koncertu, który miał się odbyć jutro. Nie mogłam się już doczekać, bardzo się stęskniłam za moim Miśkiem. Nie widzieliśmy się miesiąc, a dla mnie to ogromnie dużo czasu.



Siadłam na ławce, nogi podkuliłam i objęłam się rękoma. Było coraz chłodniej, zbliżała się jesień- pora roku, którą lubię, chyba najbardziej. Mimo tego, że jest ona ponura, ja zauważam w niej coś wyjątkowego. Dla mnie jest ona podobieństwem otaczającego nas świata. Każdy liść zmienia kolor i każdy z nich jest taki sam, a zarazem niepowtarzalny. Tak jak ludzie. Z pozoru wszyscy jesteśmy tacy sami, ale w środku różnimy się niemal wszystkim. Liście, mimo podobnej budowy, czasem tego samego drzewa są  różne. Każdy z nich ma swoją oddzielną historię i choć czasem los ich razem zaniesie w to samo miejsce, to prędzej czy później i tak ich drogi się rozejdą. Czyż nie tak jest w życiu? Jedni przychodzą, drudzy odchodzą, a my nic nie możemy na to poradzić i jedyne co nam zostaje to pogodzenie się z tym. Jesteśmy bezsilni w tej kwestii, taka jest prawda.



W moim życiu nadszedł czas wielkich zmian. Dzisiaj postanowiłam powiedzieć prawdę Harry'emu. Mam dość. Jestem już zmęczona. Jestem zmęczona życiem. Chcę pozałatwiać wszystkie sprawy przed śmiercią. Z pozoru mam ma to 6 miesięcy, ale przecież nie znam dokładnej daty i godziny. Nie wiem kiedy śmierć zapuka do mych drzwi. Skąd mam wiedzieć czy może zawita za rok, dwa czy może za dwa dni. Tego nie wiem i obawiam się, że żadna przyziemna istota tego nie wie.  Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego niepołączenia. Sięgnęłam po telefon i spojrzawszy na ekran od razu się uśmiechnęłam i odebrałam.

-Cześć, Miśku!- przywitałam się z Harrym.

-Witaj, kochanie!- odpowiedział.

-No co tam?- spytałam ciekawa przyczyny jego telefonu.

-Chciałem Cię przeprosić, ale nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać, ale załatwiłem zastępstwo.

-O, szkoda. A mogę wiedzieć dlaczego?- spytałam zawiedziona tym faktem.

-Muszę jechać do domu, mama zachorowała, chcę jej pomóc. Nie jesteś zła?

-Nie no coś ty. Jest mi smutno, ale jakoś przeżyję, a ty jedź i pozdrów swoją mamę ode mnie.

-Dobrze. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. A zamiast mnie przyjdzie Louis.

-Nie musisz szukać zastępstwa, nie chcę mu przeszkadzać .

-Ej, o to się nie martw. Sam mi to zaproponował, bo i tak nie ma co robić. Chętnie przyjdzie.

-W takim razie, dobrze.

-Tak. Muszę kończyć. Pa, pa skarbie!- pożegnał się.

-Pa!- odpowiedziałam i rozłączyłam się. Spojrzałam na godzinę, dochodziła 9:30 więc postanowiłam zbierać się już, bo do kawiarni, gdzie się umówiliśmy był kawałek. Wyszłam z parku i skierowałam się na przystanek autobusowy. Po pięciu minutach nadjechał czerwony, dwupiętrowy pojazd, do którego wsiadłam i obserwowałam widoki zza szyby. O 10:13 wysiadłam z autobusu na przystanku na przeciwko kawiarni, przebiegłam na drugą stronę drogi i weszłam do kawiarenki. Louis już czekał. Podeszłam do niego, a on wstał i się do siebie przytuliliśmy.

-Hej! Przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam.

-Cześć, Nathalie. Nic się nie stało. Jak ja się za tobą stęskniłem.

-Ja za tobą też, w ogóle za wami wszystkimi.- odpowiedziałam posyłając mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. Usiadłam na krześle na przeciwko niego.

-Naprawdę to nie kłopot, że się ze mną spotkałeś?- spytałam nie do końca pewna.

-No coś ty! Sam chciałem. Nie miałem co robić.

-A gdzie są chłopaki, Eleanor?

-Zayn i Harry pojechali do rodziny, Niall do Patricii, Liam do Danielle, a Eleaonor jest w USA. Także zostałem sam.- wytłumaczył.

-No to witaj w klubie. Ja już od ponad tygodnia mówię sama do siebie.- zaśmiałam się.

-Aż tak?- spytał z troską.

-No. Jak widać.- odparłam.

-No właśnie. Nie wyglądasz najlepiej. Dużo schudłaś, jesteś jakaś blada. Ogólnie zmizerniałaś. Dobrze się czujesz?- zapytał. Oj, zauważył. A ja myślałam, że tylko ja widzę zmiany.

-Tak, wszystko w porządku.

-Nie powiedziałbym. Gdy jutro Harry wróci od razu go wyślę do ciebie, niech zadba poważnie o swoją dziewczynę.

-Nie przesadzajmy. Nie jestem małą dziewczynką, sama sobie radzę.

-Widzę właśnie. Niedługo to nam znikniesz.- zaśmiał się, ale dużo prawdy było w tym co powiedział. Niedługo mnie nie będzie.

Podeszła do nas młoda dziewczyna- kelnerka- z zapytaniem o zamówienie. Louis zamówił kawę, a ja herbatę. Po kilku minutach otrzymaliśmy nasze zamówienie, po czym ponownie zajęliśmy się rozmową. Lou opowiadał mi dużo o ich trasie, koncertach, chłopakach i w ogóle o sobie. Dobry z niego materiał na przyjaciela. Rozmawialiśmy ze sobą dobre 3 godziny, po czym spacerkiem ruszyliśmy do mnie. Tomlinson postanowił mnie odprowadzić. Gdy byliśmy już pod moimi drzwiami zaprosiłam go do środka, z chęcią wszedł. Udaliśmy się do salonu i zaczęliśmy oglądać jakąś komedie. W pewnym momencie postanowiłam iść do jakieś przekąski. Z kuchni wzięłam popcorn, jakieś ciastka i picie, po czym z pakunkiem wróciłam do salonu. Postawiłam wszystko na ławie, a gdy chciałam pójść sobie siąść poczułam lekkie ukłucie, zaczęło mi się kręcić w głowie. Upadłam. Widziałam tylko ciemność.


*perspektywa Louisa* 

Oglądaliśmy komedie, gdy Lia postanowiła, że przyniesie jakieś przekąski. Poszła do kuchni, a po chwili wróciła cała obładowana. Postawiła wszystko na ławie i miała siadać, kiedy nagle upadła. Myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale gdy zacząłem ją ruszać w ogóle nie reagowała. Wystraszyłem się. Sprawdziłem puls. Był. Żyła. Zemdlała. Ostrożnie podniosłem ją i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem na łóżku i dotknąłem czoła. Było gorące. Stwierdziłem, że była przeziębiona i to omdlenie z osłabienia. Postanowiłam więc nie jechać z nią do szpitala, tylko poczekać aż się wybudzi i dopiero wtedy zdecydować co dalej. Z reguły omdlenia są krótkie. Tak było też wym razem. Po kilku minutach zauważyłem, że Lia zaczyna się przebudzać. Otworzyła oczy i jak oparzona zerwała się z łóżka. Natychmiastowo kazałem się jej położyć i odpocząć. Wykonała moje polecenie, po czym zacząłem z nią rozmawiać.

-Dziewczyno! Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś! Więcej tak nie rób!

-Louis, czy ty na serio myślisz, że zemdlałam bo chciałam?- spytała z notką ironii. No tak to było głupie. Nikt nie mdleje na zawołanie. Fakt.

-No tak. Mówiłem. Jesteś przeziębiona. Musisz iść do lekarza.- stwierdziłem.




*perspektyw Lii* 


-No tak. Mówiłem. Jesteś przeziębiona. Musisz iść do lekarza.- stwierdził Lou.

-Byłam już.

-Tak? I co powiedział?- zapytał się.

-Nic. Nie jestem przeziębiona.

-To co ci jest?- zapytał, a ja nie wiele myśląc wypaliłam:

-Po prostu mój czas się kończy.- Louis zrobił dziwną minę. Chyba nie do końca zrozumiał to co powiedziałam. Teraz to będę mu musiała wszystko wytłumaczyć.

-C-ccc-oo masz na myśli?- wydukał, podniosłam się. Wstałam i skierowałam się w stronę okna, na dworze padało. Idealny nastrój, pomyślałam. Odwróciłam się do niego, tak abyśmy spojrzeli sobie w oczy.

-Louis... Ja... ja jestem chora.-powiedziałam, dodając po chwili.- Na białaczkę.- wydukałam, a po policzkach zaczęły spływać mi słone łzy. Tomlinson zszokowany moim wyznaniem podszedł do mnie i mnie przytulił. Rozbeczałam się jak małe dziecko. Dałam upust emocjom.

- Czas mi się kończy, rozumiesz? Lekarz nie daje mi szans na przeżycie więcej niż sześciu miesięcy. To smutne, bo ja nie chcę umierać. Ja chcę żyć, ale nie ma na to sposobu. I wiesz co jest najgorsze? Próbowałam chyba wszystkiego, żeby wyzdrowieć, ale się nie udało. Przegrałam walkę z chorobą. To koniec. Ja już nie mam siły.- wydusiłam przez łzy.


-Cii. Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Zrobię wszystko żebyś żyła?- powiedział ze łzami w oczach, a ja tylko pokiwałam głową. Na nic więcej nie było mnie stać. Trwaliśmy tak jeszcze przez kilka minut, po czym się otrząsnęłam.

-Dobra. Koniec tego użalania się nad sobą. Muszę się szykować do klubu, mam godzinę.

-Dobrze, to przebierz się. Ja poczekam w salonie i pojedziemy razem, okey?- spytał Lou.

-Lou, na prawdę nie musisz.

-Ale chcę. Czekam.- powiedział i znikł za drzwiami, a ja zaczęłam się szykować. Wybrałam na dziś czarną sukienkę z długim rękawem, a do tego półbuty, lakierki w tym samym kolorze.

Zestaw z 28 lipca, składający się m.in. z Broszka Bijou Brigitte, Kuferek, Półbuty  Vagabond.

O 18:30 zamówioną taksówką pojechaliśmy do klubu. Louis cały czas był zamyślony. Niepotrzebnie powiedziałam mu o chorobie. Pięć minut przed dziewiętnastą wsiedliśmy pod klubem, a później weszliśmy do środka. Louis usiadł przy stoliku, a ja udałam się na scenę. Wzięłam mikrofon do ręki i zaczęłam mówić:

-Witajcie na kolejnym koncercie. Dziękuję wam za przybycie. Teraz zaśpiewam piosenkę Avril Lavigne- Tomorrow, którą dedykuję mojemu przyjacielowi, Louis'owi.- powiedziałam i zaczęłam śpiewać.

I chcę ci uwierzyć

Kiedy mówisz, że będzie w porządku


Próbuję uwierzyć


ale nie wierzę


kiedy mówisz, że to sieę stanie


zawsze okazuje się, że są inne wyjścia


próbuje ci uwierzyć

nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...




Nie wiem jak się będę czuła jutro, jutro


Nie wiem, co powiedzieć, jutro, jutro


jest inny dzień.




To zawsze zależało od ciebie,


a teraz jest na odwrót:


to zależy ode mnie


zrobię, co mam zrobić


tylko nie...


Daj mi trochę czasu.


Zostaw mnie w spokoju przez krótką chwilę.


Może nie jest za późno.


Nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...




Nie wiem jak się będę czuła jutro, jutro.


Nie wiem, co powiedzieć, jutro, jutro


jest inny dzień.




 I wiem, że nie jestem gotowa,


może jutro.


Nie jestem gotowa,


może jutro.




I chcę ci uwierzyć,


kiedy mówisz, że wszystko będzie w porządku.


Próbuję ci uwierzyć.


Nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...


Jutro mogą nastąpić zmiany.




Następnie zaśpiewałam Goodbye- Audio Adrenaline i Goodbye- Avril Lavigne. To tak nad przedwczesne pożegnanie, pomyślałam.


Żegnaj,

Żegnaj

Żegnaj, moja miłości



Nie mogę ukryć,


Nie mogę ukryć,

Nie mogę ukryć tego, co nadeszło


Muszę odejść, muszę odejść, muszę odejść


I zostawić Cię samego



Ale wiedz zawsze, wiedz zawsze, wiedz zawsze


Że bardzo Cię kocham, bardzo Cię kocham,

 
Bardzo Cię kocham..


Żegnaj.





Takimi słowami zakończyłam dzisiejszy występ, po czym razem z Lou wyszłam z klubu. Podziękowałam mu za dzień i poprosiłam o jedną, bardzo ważną rzecz.

-Lou, proszę Cię. Nie mów nikomu, że jestem chora.

-Nathalie... wiesz, że oni powinni wiedzieć, zwłaszcza Harry.

-Wiem, Louis. Ja to wszystko wiem i rozumiem, Tylko daj mi czas, obiecuję, że sama wkrótce wszystko wyjaśnię. Muszę po prostu przyzwyczaić się do tej myśli, muszę sama to zaakceptować. Nie martw się. Do końca tygodnia sprawa będzie załatwiona. 

-Dobrze. Trzymam Cię za słowo. Nikomu nic nie powiem. Do zobaczenia- powiedział, po czym przytulił mi i obydwoje wsiedliśmy do swoich taksówek. Po 30 minutach byłam w domu. Wykąpałam się, ubrałam w piżamę i położyłam się do łóżka. Po chwili zasnęłam z myślą, że jutro mogę się już nie obudzić...




HEJ! I mamy rozdział 18! 

Jak się wam podoba? Trochę smutny, ale taki miał właśnie być. Powiem wam, że w następnym rozdziale będzie się dużo działo, niekoniecznie dobrego. Jeszcze nie zaczęłam pisać, ale mam ustaloną koncepcję. Niedługo koniec opowiadania, dlatego proszę was o głosowanie w ankiecie. Jakie chcecie zakończenie tej historii: happy end czy sad end. W tym celu zrobiłam specjalną ankietę, gdzie możecie oddawać swoje głosy.