czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 17 Dałam upust emocjom...

Uwaga!

Rozdział dedykuję Anicie Krotowskiej, która od dłuższego czasu komentuje każdy rozdział na tym blogu, jak i na moim drugim. Jestem Ci wdzięczna. Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz proszę o komentarze. 


Ps. Pozostałe rozdziały też będę dedykować pewnym osobą, które tu są ze mną. Na pewno będziecie docenione. 

Rozdział 17

Dałam upust emocjom






*Londyn*
*20 sierpień 2012- ponad miesiąc później* 
*perspektywa Lii*


Dziś wstałam zaraz po 7. W pół godziny wyszykowałam się i ubrana w pastelowe spodnie, sweterek i trampki ruszyłam na spacer. 



W ostatnim czasie czułam się bardzo samotna. Harry z chłopakami wyjechali w trasę i pomimo tego, że codziennie rozmawiamy ze sobą jak nie przez telefon to przez Skypa to nie jest to samo co ich obecność obok. Patricia pojechała do rodziny, podobnie jak Rose. A ja zostałam sama w Londynie, wpadając w wir pracy. Ciągle dostaje jakieś propozycje: warsztaty taneczne, praca jako instruktor, tancerka w programie telewizyjnym i tego typu. Zazwyczaj odmawiam, bo po prostu nie mam już siły. Jestem zmęczone codziennymi występami w klubie, warsztatami w LCDC i dodatkową pracą, którą udało mi się dostać jakieś 3 tygodnie temu w Nandos. Mimo tylu zajęć nadal nie udało mi się zebrać potrzebnej sumy na lek, a czas mi się kończy. Kilka dni temu byłam w Wolverhampton u doktora Moon'a. I wiecie co? Nie mam dużych szans na przeżycie pół roku, nie mówiąc już o jednym całym. Jestem załamana. Nikt o tym nie wie. Harry nawet nie wie, że jestem chora na białaczkę. Chłopaki też. A dziewczynom nic nie wspominam o uciekającym czasie. Zdaje się, że w ogóle zapomniały o mojej chorobie. Ale to nawet lepiej. Nie zamartwiają się przynajmniej. Do tej pory sama sobie radziłam z tym, to czemu teraz mam sobie nie poradzić? Bo mam więcej do stracenia? Tak, to prawda. 

Szłam po pustym i zaniedbanym parku znajdującym się na przeciwko mojej kamienicy. Było to całkiem wyludniałe miejsce, dlatego w ostatnim czasie często tu przychodziłam. Doskonale odzwierciedlało moje samopoczucie. Było obrazem mojej samotnej, brudnej i straconej duszy, która tylko czekała na odejście. Czekała na wieczny odpoczynek.

Dzisiejszego dnia, o godzinie 10 miałam spotkać się z Harrym, a później z resztą chłopaków, którzy przyjechali na dwa dni do Londynu z powodu koncertu, który miał się odbyć jutro. Nie mogłam się już doczekać, bardzo się stęskniłam za moim Miśkiem. Nie widzieliśmy się miesiąc, a dla mnie to ogromnie dużo czasu.



Siadłam na ławce, nogi podkuliłam i objęłam się rękoma. Było coraz chłodniej, zbliżała się jesień- pora roku, którą lubię, chyba najbardziej. Mimo tego, że jest ona ponura, ja zauważam w niej coś wyjątkowego. Dla mnie jest ona podobieństwem otaczającego nas świata. Każdy liść zmienia kolor i każdy z nich jest taki sam, a zarazem niepowtarzalny. Tak jak ludzie. Z pozoru wszyscy jesteśmy tacy sami, ale w środku różnimy się niemal wszystkim. Liście, mimo podobnej budowy, czasem tego samego drzewa są  różne. Każdy z nich ma swoją oddzielną historię i choć czasem los ich razem zaniesie w to samo miejsce, to prędzej czy później i tak ich drogi się rozejdą. Czyż nie tak jest w życiu? Jedni przychodzą, drudzy odchodzą, a my nic nie możemy na to poradzić i jedyne co nam zostaje to pogodzenie się z tym. Jesteśmy bezsilni w tej kwestii, taka jest prawda.



W moim życiu nadszedł czas wielkich zmian. Dzisiaj postanowiłam powiedzieć prawdę Harry'emu. Mam dość. Jestem już zmęczona. Jestem zmęczona życiem. Chcę pozałatwiać wszystkie sprawy przed śmiercią. Z pozoru mam ma to 6 miesięcy, ale przecież nie znam dokładnej daty i godziny. Nie wiem kiedy śmierć zapuka do mych drzwi. Skąd mam wiedzieć czy może zawita za rok, dwa czy może za dwa dni. Tego nie wiem i obawiam się, że żadna przyziemna istota tego nie wie.  Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego niepołączenia. Sięgnęłam po telefon i spojrzawszy na ekran od razu się uśmiechnęłam i odebrałam.

-Cześć, Miśku!- przywitałam się z Harrym.

-Witaj, kochanie!- odpowiedział.

-No co tam?- spytałam ciekawa przyczyny jego telefonu.

-Chciałem Cię przeprosić, ale nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać, ale załatwiłem zastępstwo.

-O, szkoda. A mogę wiedzieć dlaczego?- spytałam zawiedziona tym faktem.

-Muszę jechać do domu, mama zachorowała, chcę jej pomóc. Nie jesteś zła?

-Nie no coś ty. Jest mi smutno, ale jakoś przeżyję, a ty jedź i pozdrów swoją mamę ode mnie.

-Dobrze. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. A zamiast mnie przyjdzie Louis.

-Nie musisz szukać zastępstwa, nie chcę mu przeszkadzać .

-Ej, o to się nie martw. Sam mi to zaproponował, bo i tak nie ma co robić. Chętnie przyjdzie.

-W takim razie, dobrze.

-Tak. Muszę kończyć. Pa, pa skarbie!- pożegnał się.

-Pa!- odpowiedziałam i rozłączyłam się. Spojrzałam na godzinę, dochodziła 9:30 więc postanowiłam zbierać się już, bo do kawiarni, gdzie się umówiliśmy był kawałek. Wyszłam z parku i skierowałam się na przystanek autobusowy. Po pięciu minutach nadjechał czerwony, dwupiętrowy pojazd, do którego wsiadłam i obserwowałam widoki zza szyby. O 10:13 wysiadłam z autobusu na przystanku na przeciwko kawiarni, przebiegłam na drugą stronę drogi i weszłam do kawiarenki. Louis już czekał. Podeszłam do niego, a on wstał i się do siebie przytuliliśmy.

-Hej! Przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam.

-Cześć, Nathalie. Nic się nie stało. Jak ja się za tobą stęskniłem.

-Ja za tobą też, w ogóle za wami wszystkimi.- odpowiedziałam posyłając mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. Usiadłam na krześle na przeciwko niego.

-Naprawdę to nie kłopot, że się ze mną spotkałeś?- spytałam nie do końca pewna.

-No coś ty! Sam chciałem. Nie miałem co robić.

-A gdzie są chłopaki, Eleanor?

-Zayn i Harry pojechali do rodziny, Niall do Patricii, Liam do Danielle, a Eleaonor jest w USA. Także zostałem sam.- wytłumaczył.

-No to witaj w klubie. Ja już od ponad tygodnia mówię sama do siebie.- zaśmiałam się.

-Aż tak?- spytał z troską.

-No. Jak widać.- odparłam.

-No właśnie. Nie wyglądasz najlepiej. Dużo schudłaś, jesteś jakaś blada. Ogólnie zmizerniałaś. Dobrze się czujesz?- zapytał. Oj, zauważył. A ja myślałam, że tylko ja widzę zmiany.

-Tak, wszystko w porządku.

-Nie powiedziałbym. Gdy jutro Harry wróci od razu go wyślę do ciebie, niech zadba poważnie o swoją dziewczynę.

-Nie przesadzajmy. Nie jestem małą dziewczynką, sama sobie radzę.

-Widzę właśnie. Niedługo to nam znikniesz.- zaśmiał się, ale dużo prawdy było w tym co powiedział. Niedługo mnie nie będzie.

Podeszła do nas młoda dziewczyna- kelnerka- z zapytaniem o zamówienie. Louis zamówił kawę, a ja herbatę. Po kilku minutach otrzymaliśmy nasze zamówienie, po czym ponownie zajęliśmy się rozmową. Lou opowiadał mi dużo o ich trasie, koncertach, chłopakach i w ogóle o sobie. Dobry z niego materiał na przyjaciela. Rozmawialiśmy ze sobą dobre 3 godziny, po czym spacerkiem ruszyliśmy do mnie. Tomlinson postanowił mnie odprowadzić. Gdy byliśmy już pod moimi drzwiami zaprosiłam go do środka, z chęcią wszedł. Udaliśmy się do salonu i zaczęliśmy oglądać jakąś komedie. W pewnym momencie postanowiłam iść do jakieś przekąski. Z kuchni wzięłam popcorn, jakieś ciastka i picie, po czym z pakunkiem wróciłam do salonu. Postawiłam wszystko na ławie, a gdy chciałam pójść sobie siąść poczułam lekkie ukłucie, zaczęło mi się kręcić w głowie. Upadłam. Widziałam tylko ciemność.


*perspektywa Louisa* 

Oglądaliśmy komedie, gdy Lia postanowiła, że przyniesie jakieś przekąski. Poszła do kuchni, a po chwili wróciła cała obładowana. Postawiła wszystko na ławie i miała siadać, kiedy nagle upadła. Myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale gdy zacząłem ją ruszać w ogóle nie reagowała. Wystraszyłem się. Sprawdziłem puls. Był. Żyła. Zemdlała. Ostrożnie podniosłem ją i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem na łóżku i dotknąłem czoła. Było gorące. Stwierdziłem, że była przeziębiona i to omdlenie z osłabienia. Postanowiłam więc nie jechać z nią do szpitala, tylko poczekać aż się wybudzi i dopiero wtedy zdecydować co dalej. Z reguły omdlenia są krótkie. Tak było też wym razem. Po kilku minutach zauważyłem, że Lia zaczyna się przebudzać. Otworzyła oczy i jak oparzona zerwała się z łóżka. Natychmiastowo kazałem się jej położyć i odpocząć. Wykonała moje polecenie, po czym zacząłem z nią rozmawiać.

-Dziewczyno! Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś! Więcej tak nie rób!

-Louis, czy ty na serio myślisz, że zemdlałam bo chciałam?- spytała z notką ironii. No tak to było głupie. Nikt nie mdleje na zawołanie. Fakt.

-No tak. Mówiłem. Jesteś przeziębiona. Musisz iść do lekarza.- stwierdziłem.




*perspektyw Lii* 


-No tak. Mówiłem. Jesteś przeziębiona. Musisz iść do lekarza.- stwierdził Lou.

-Byłam już.

-Tak? I co powiedział?- zapytał się.

-Nic. Nie jestem przeziębiona.

-To co ci jest?- zapytał, a ja nie wiele myśląc wypaliłam:

-Po prostu mój czas się kończy.- Louis zrobił dziwną minę. Chyba nie do końca zrozumiał to co powiedziałam. Teraz to będę mu musiała wszystko wytłumaczyć.

-C-ccc-oo masz na myśli?- wydukał, podniosłam się. Wstałam i skierowałam się w stronę okna, na dworze padało. Idealny nastrój, pomyślałam. Odwróciłam się do niego, tak abyśmy spojrzeli sobie w oczy.

-Louis... Ja... ja jestem chora.-powiedziałam, dodając po chwili.- Na białaczkę.- wydukałam, a po policzkach zaczęły spływać mi słone łzy. Tomlinson zszokowany moim wyznaniem podszedł do mnie i mnie przytulił. Rozbeczałam się jak małe dziecko. Dałam upust emocjom.

- Czas mi się kończy, rozumiesz? Lekarz nie daje mi szans na przeżycie więcej niż sześciu miesięcy. To smutne, bo ja nie chcę umierać. Ja chcę żyć, ale nie ma na to sposobu. I wiesz co jest najgorsze? Próbowałam chyba wszystkiego, żeby wyzdrowieć, ale się nie udało. Przegrałam walkę z chorobą. To koniec. Ja już nie mam siły.- wydusiłam przez łzy.


-Cii. Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Zrobię wszystko żebyś żyła?- powiedział ze łzami w oczach, a ja tylko pokiwałam głową. Na nic więcej nie było mnie stać. Trwaliśmy tak jeszcze przez kilka minut, po czym się otrząsnęłam.

-Dobra. Koniec tego użalania się nad sobą. Muszę się szykować do klubu, mam godzinę.

-Dobrze, to przebierz się. Ja poczekam w salonie i pojedziemy razem, okey?- spytał Lou.

-Lou, na prawdę nie musisz.

-Ale chcę. Czekam.- powiedział i znikł za drzwiami, a ja zaczęłam się szykować. Wybrałam na dziś czarną sukienkę z długim rękawem, a do tego półbuty, lakierki w tym samym kolorze.

Zestaw z 28 lipca, składający się m.in. z Broszka Bijou Brigitte, Kuferek, Półbuty  Vagabond.

O 18:30 zamówioną taksówką pojechaliśmy do klubu. Louis cały czas był zamyślony. Niepotrzebnie powiedziałam mu o chorobie. Pięć minut przed dziewiętnastą wsiedliśmy pod klubem, a później weszliśmy do środka. Louis usiadł przy stoliku, a ja udałam się na scenę. Wzięłam mikrofon do ręki i zaczęłam mówić:

-Witajcie na kolejnym koncercie. Dziękuję wam za przybycie. Teraz zaśpiewam piosenkę Avril Lavigne- Tomorrow, którą dedykuję mojemu przyjacielowi, Louis'owi.- powiedziałam i zaczęłam śpiewać.

I chcę ci uwierzyć

Kiedy mówisz, że będzie w porządku


Próbuję uwierzyć


ale nie wierzę


kiedy mówisz, że to sieę stanie


zawsze okazuje się, że są inne wyjścia


próbuje ci uwierzyć

nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...




Nie wiem jak się będę czuła jutro, jutro


Nie wiem, co powiedzieć, jutro, jutro


jest inny dzień.




To zawsze zależało od ciebie,


a teraz jest na odwrót:


to zależy ode mnie


zrobię, co mam zrobić


tylko nie...


Daj mi trochę czasu.


Zostaw mnie w spokoju przez krótką chwilę.


Może nie jest za późno.


Nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...




Nie wiem jak się będę czuła jutro, jutro.


Nie wiem, co powiedzieć, jutro, jutro


jest inny dzień.




 I wiem, że nie jestem gotowa,


może jutro.


Nie jestem gotowa,


może jutro.




I chcę ci uwierzyć,


kiedy mówisz, że wszystko będzie w porządku.


Próbuję ci uwierzyć.


Nie dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj...


Jutro mogą nastąpić zmiany.




Następnie zaśpiewałam Goodbye- Audio Adrenaline i Goodbye- Avril Lavigne. To tak nad przedwczesne pożegnanie, pomyślałam.


Żegnaj,

Żegnaj

Żegnaj, moja miłości



Nie mogę ukryć,


Nie mogę ukryć,

Nie mogę ukryć tego, co nadeszło


Muszę odejść, muszę odejść, muszę odejść


I zostawić Cię samego



Ale wiedz zawsze, wiedz zawsze, wiedz zawsze


Że bardzo Cię kocham, bardzo Cię kocham,

 
Bardzo Cię kocham..


Żegnaj.





Takimi słowami zakończyłam dzisiejszy występ, po czym razem z Lou wyszłam z klubu. Podziękowałam mu za dzień i poprosiłam o jedną, bardzo ważną rzecz.

-Lou, proszę Cię. Nie mów nikomu, że jestem chora.

-Nathalie... wiesz, że oni powinni wiedzieć, zwłaszcza Harry.

-Wiem, Louis. Ja to wszystko wiem i rozumiem, Tylko daj mi czas, obiecuję, że sama wkrótce wszystko wyjaśnię. Muszę po prostu przyzwyczaić się do tej myśli, muszę sama to zaakceptować. Nie martw się. Do końca tygodnia sprawa będzie załatwiona. 

-Dobrze. Trzymam Cię za słowo. Nikomu nic nie powiem. Do zobaczenia- powiedział, po czym przytulił mi i obydwoje wsiedliśmy do swoich taksówek. Po 30 minutach byłam w domu. Wykąpałam się, ubrałam w piżamę i położyłam się do łóżka. Po chwili zasnęłam z myślą, że jutro mogę się już nie obudzić...




HEJ! I mamy rozdział 18! 

Jak się wam podoba? Trochę smutny, ale taki miał właśnie być. Powiem wam, że w następnym rozdziale będzie się dużo działo, niekoniecznie dobrego. Jeszcze nie zaczęłam pisać, ale mam ustaloną koncepcję. Niedługo koniec opowiadania, dlatego proszę was o głosowanie w ankiecie. Jakie chcecie zakończenie tej historii: happy end czy sad end. W tym celu zrobiłam specjalną ankietę, gdzie możecie oddawać swoje głosy. 






4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział :*
    I oczywiście dziękuję za dedykację :*
    Co do zakończenia powtórzę to jeszcze raz:
    Ma być HAPPY END !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Czekam na szczęśliwe zakończenie. Pozdrawiam i życzę weny. :D

    OdpowiedzUsuń