środa, 29 maja 2013

Rozdział 8 Czy wiesz jak to jest, gdy myślisz, że jest dobrze, a tu nagle ktoś napi**dala Ci przeszłością po plecach?


Rozdział 8


Czy wiesz jak to jest, gdy myślisz, że jest dobrze, a tu nagle ktoś napi**dala Ci przeszłością po plecach? 


rozdział pisałam przy albumie Birdy:



*Londyn*
*perspektywa Lii*
*godziny popołudniowe, po godzinie 16*



"Życie czasami się sypie i nie możesz nic poradzić.
Kiedy wszystko co kochałeś nagle zaczyna cię ranić."


Wiesz? Czy wiesz jak to jest, gdy myślisz, że jest dobrze, a tu nagle ktoś napi**dala Ci przeszłością po plecach? Wiesz jak to jest, gdy przeszłość powraca. Gdy coś o czym chciałaś zapomnieć, przychodzi? Coś przez co cierpiałaś, zmieniłaś się. Coś przez co się bałaś?  Wiesz? Ja wiem doskonale. I jeżeli nie doznałeś tego uczucia, uwierz mi- nie masz czego żałować. Naprawdę. Przysięgam. Jest to jedyna rzecz, której jestem pewna w 100%. Myślałam, że wszytko już przecierpiałam, ale najwidoczniej nie do końca, bo to powróciło. Teraz wszytko się zmieni. Znowu zmienię się ja, ludzie, którzy mnie otaczają, zmieni się moje życie.


"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze pow­ra­ca, żeby zmienić Ciebie.
Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość." 


To wszytko jest dziwne. Dziwne jest to, co się przed chwilą wydarzyło. Spotkanie chłopaków. Spotkanie Harrego :-). Spotkanie Liama :cry: . Kłótnia...

Jednak najbardziej zastanawia mnie to, dlaczego mnie nie poznał. Zapomniał? Nie pamięta? Nie pamięta swojej siostry? Jedynej rodziny, która mu pozostała? Ja mimo tylu lat, które minęły od naszego ostatniego spotkania- nie zapomniałam go. Wciąż go pamiętam i kocham. Kocham, ale nienawidzę. Tęsknię, ale nie chcę go spotkać. Chcę go przytulić, ale i powiedzieć mu co o nim myślę...


Po dzisiejszym spotkaniu wiem, że:

-ma nową rodzinę-- cieszę się, że się mu ułożyło, że spotkał przyjaciół

-spełnił marzenie-- gratuluję mu, szczerze

-ma pieniądze-- nie zazdroszczę

-zmienił się-- nie poznaję go, to nie on, to zepsuta wersja jego

-nie pamięta mnie--nic na to nie poradzę, nie powiem mu kim jestem, bo jeszcze zepsuję jego karierę i życie.


"(...)to wszys­tko na­leży do przeszłości. Ja jes­tem in­na, więc i on nie mógł po­zos­tać ta­ki sam". 


Nie dociera to do mnie. Nie wierzę. Nie pojmuję. Nie rozumiem. Było mi trudno, jest mi trudno, a będzie mi jeszcze trudniej. Starałam się poukładać życie tak, abym więcej nie cierpiała. Nie docierpiałam do końca. Czas odbyć karę. Pogodzę się z tym. Godzę się z tym! Muszę...
Wstałam z ławki, na której siedziałam już od kilku godziny cała zapłakana. Nie miałam siły- siły by żyć. Pogubiłam się. Nie wiem co robić. Ale coś zrobić w końcu muszę...  
Skierowałam się do bramy parku, który znajduje się naprzeciw mojej kamienicy. Przyszłam tu, gdy tylko wybiegłam z tamtego domu. Dlaczego tu przyszłam? Nie wiem. Może dlatego, że nikt tu nie przychodzi, że mogłam być tam chwilę sama. Sam na sam ze sobą. Sam na sam z myślami. Sam na sam z życiem. Tak, to dlatego. Dla samotności.
Przeszłam przez ulicę, weszłam do kamienicy, weszłam po schodach, zapukałam do drzwi Patricii, które po chwili otworzyły się. Stanęła w nich uśmiechnięta dziewczyna, ale gdy mnie zobaczyła- całą zapłakaną, z rozmytym makijażem i trzęsącą się, mina od razu jej zrzędła i nic nie mówiąc przytuliła mnie. Potrzebowałam bliskości, czyjejś czułości. Stałyśmy tak przez chwilę. Ona mnie głaskała po plecach, a ja nadal płakałam. Uspokoiłam się dopiero po kilku minutach, a później weszłyśmy do mieszkania Patricii. Usiadłam na kanapie w salonie, a Patricia poszła zrobić herbatę. Po kilku minutach wróciła z kubkiem gorącego płynu i kocem w ręce. Naczynie postawiła na czarnym stoliku, a mnie  przykryła kocem . Usiadła obok, wcześniej podając mi herbatę, nic nie mówiąc siedziała. Tego teraz potrzebowałam. Czyjeś obecności i chwili ciszy z zaufaną osobą. Minęło kilkanaście minut zanim pozbierałam myśli w jedną całość. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam opowiadać moją historię:

-Pamiętasz jak kiedyś wspomniałam o moim byłym bracie?- nic nie odpowiedziała, a ja nawet nie czekałam na odpowiedź opowiadałam dalej.

-Spotkałam go. Spotkałam osobę, która kiedyś była moim bratem. Był on dla mnie naprawdę bliską osobą. Ale jedno wydarzenie zmieniło wszystko. Dosłownie. Ale może zacznę od początku... Opowiem ci w skrócie o moim życiu, o mnie, bo tak naprawdę mało o mnie wiesz... A więc...:

Pochodzę z Wolverhampton. Mieszkałam tam od urodzenia. Miałam rodziców i brata. Myślałam, że miałam wszytko. No wiesz: rodzina, przyjaciele, dom. Ale to się szybko zmieniło. Po kolei zaczęło się walić. Gdy miałam 14 lat mój brat wyprowadził się do Londynu. Tam zamieszkał z ciocią i zaczął chodzić do szkoły muzycznej, chciał zrobić karierę. Na początku było dobrze, dzwonił do mnie regularnie  i pisał, ale tylko przez 1,5 miesiąca. Później coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle. Straciliśmy kontakt. Było mi bardzo ciężko, straciłam bardzo ważną osobę. Miałam nadzieję jednak, że kiedyś się znowu odezwie, że oddzwoni do mnie, albo chociaż odpisze. Ale tak się nie stało. Kilka miesięcy po jego wyprowadzce nasi rodzice zginęli w wypadku. Nie przyjechał nawet na ich pogrzeb, bo miał jakieś eliminacje. Nie przyjechał na ostatnie pożegnanie, zwyczajnie się nie zjawił na pogrzebie swoich rodziców. Naprawdę nie rozumiem go, jak on mógł tak postąpić- odeszły 2 najważniejsze osoby w jego życiu, a on ich nawet nie pożegnał. Nigdy chyba nie odwiedził grobu rodziców- osób, którym zawdzięcza życie. Przykre, ale prawdziwe. Po śmierci rodziców trafiłam do domu dziecka, a jego zaadoptowała ciocia. Mnie nie chciała, byłabym zbędnym dodatkiem- takim beztalenciem i wyrzutkiem. Ale najgorsze jest w tym to, że nawet się ze mną nie skontaktowali. Na początku nie mogłam sobie z tym poradzić, było mi naprawdę trudno. W jednym dniu miałam wszystko, a następnego nic, dosłownie. Z czasem zaczęłam sobie radzić z tą codziennością. Mam na myśli ponad rok. To już wtedy myślałam, że gorzej być nie może. Ale jednak. W wieku 15 lat dowiedziałam się, że jestem chora na białaczkę. Nie wiem dlaczego, ale nie bałam się tej choroby. Nie bałam się tego, że pewnego dnia mogę się nie obudzić. Nie bałam się. Nie bałam się śmierci. Bo, przecież byłam sama, nikt nie ubolewałby nad moją stratą, nad moim odejściem. Nie miałam dla kogo żyć, a świadomość tego, że jak umrę spotkam rodziców była ogromną zachętą. Nie raz myślał nad samobójstwem, kilka razy byłam prawie gotowa to zrobić. A raz prawie mi się udało... Jednak cieszę się jednak, że mnie odratowali. I później przestałam myśleć o śmierci i o dobrowolnym odejściu w inny świat. To wszystko przez, albo dzięki Max'owi. Ale o nim ci już opowiadałam. Wspomnę jeszcze, że przez niego zaczęłam palić i pić, wciągnął mnie w ten swój "świat", ale w porę się ocknęłam i dzięki temu nadal żyję. Choć w inny sposób, ale nadal... Przez tą całą historię z Max'em straciłam znajomych, przyjaciół, stałam się obiektem wytykania na ulicy, ludzie mówili, że jest taka sama jak ONI, ale ja taka nigdy nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę. Ale są też rzeczy, które im zawdzięczam, chodź to może wydawać ci się dziwne, ale jednak za coś im dziękuję: dzięki nim nadal żyję, nadal jestem na tym świcie, bo gdybym ich nie spotkała możliwe, że siedziałabym teraz na chmurce w blasku słońca, ubrana w białe szaty, miałabym ogromne skrzydła i spoglądałabym na ciebie z góry lub byłabym duchem, który teraz by siedział obok ciebie i się tobie przyglądał.- zaśmiałam się- Jest jeszcze ważna rzecz, którą dzięki nim sobie uświadomiłam, że moim celem w życiu jest samo życie. Ja po prostu chcę żyć. Ale kończąc tą denną opowieść... Jakiś czas temu dowiedziałam się, że leki, które dotychczas przyjmowałam przestały działać, a bez nich pozostał mi jakiś 1 rok życia. Ale są jeszcze jakieś nowe, dzięki którym mogę wyzdrowieć, ale jedna dawka kosztuje 20 tys. , a ja takich potrzebuję 4. Czyli mnie na nie nie stać i dlatego zbieram pieniądze poprzez występy w klubie i dzięki Fundacji Pomóż Chorym. I to byłoby chyba na tyle.- skończyłam opowiadać, w tym czasie przestałam już płakać, na twarzy miałam rozmyty makijaż a oczy miałam całe czerwone i popuchnięte- widok masakryczny.

Patricia nic nie powiedziała. Po prostu wstała i mnie przytuliła. Umie mnie pocieszyć bez słów. Bezcenne. Bezcenne jest to, że mam przy sobie wreszcie osobę, dla której czuję się ważna i jestem ważna. 

-Dobra... Wystarczy już tego użalania się nad sobą. Opowiadaj jak tam na randce z Niallem.

- Ej, to nie była żadna randka. A po za tym nie będę cię tu zadręczać swoimi sprawami, bo masz naprawdę większe zmartwienie niż ja.

-Nawet tak nie mów. Jesteś moją przyjaciółką i chce wiedzieć co się u ciebie dzieje. I wcale mnie nie zadręczasz, ja sama chcę wiedzieć. Więc nie marudź i opowiadaj.

- Ahh, no dobra. 

-Więc zaczynaj.- poganiałam ją

-No to tak. Najpierw poszliśmy do Nandos i tam byliśmy chyba ze 2 godziny. Było naprawdę super. Niall jest taki miły, słodki i zabawny. Ma takie piękne niebieskie oczy. Można w nich zatonąć jak w najczystszym oceanie. Ma też taki ładny uśmiech. I przede wszystkim kocha jesteś- tak jak ja.- rozmarzyła się Cia.  

-Zakochałaś się.- stwierdziłam.

-Chyba takk...

-Widać to po tobie. Oczy ci się świecą jak jakieś gwiazdy normalnie.- zaśmiałam się.

-Awww, jak słodko.- dodałam

-Hehe- zaśmiała się moja przyjaciółka.

-Która godzina?- spytałam przypominając sobie o teraźniejszości i moim życiu.

-A będzie tak około 18.

-Co?! Dobra to ja muszę się zbierać. Bo spóźnię się do Mix'a.

- Ok, ok. To widzimy się w klubie po twoim występie?- upewniła się Cia.

-Jasne. Pa.- krzyknęłam i wybiegłam z mieszkania Patricii, aby przyszykować się na mój mini prywatny koncercik. 




To by było na tyle, jeżeli chodzi o 8 rozdział. Nie za bardzo mi się podoba, ale pozwolę wam na ocenienie go. A na razie tyle. Pa

A no tak dziękuję moim kochanym ANONIMKOM i pozostałym czytelnikom. którzy "dotrzymują mi kroku" w moim "pisaniu".

I mam jeszcze prośbę, aby każdy kto zostawił komentarz jako Anonim podpisał się jakimś imieniem lub preudonimem. Tak byłoby mi łatwie wam podziękować, niż używając cały czas słowa "anonim". Bardzo proszę. Kocham <3


7 komentarzy= Nowy rozdział

poniedziałek, 27 maja 2013


Rozdział 7


Sen jest naszym drugim życiem.

Czasami widzimy w nim to, czego naprawdę pragniemy...

Czasem sen jest naszym przeznaczeniem, naszą wizją, ostrzeżeniem, zapowiedzią i marzeniem...

Pokazuje nam historie, które się staną, będą, ale są jeszcze sposoby by do nich nie dopuścić...

Jeżeli ktoś jest silny będzie walczyć!

Przetrzyma wszystko, nie podda się, będzie walczyć, gdy wie jaki jest jego cel.

Po najważniejsze jest to, żeby wytrwać do końca.

NEVER GIVE UP.


muzyka:


*Londyn*
*perspektywa Lii*
*4 lipiec 2012*


Kiedy była jeszcze dziewczynką,

Spodziewała się takiego świata.


Ale on wymknął się jej z rąk,


Więc uciekała w sny.


I śniła o raju, raju, raju


Raju, raju, raju


Raju, raju, raju


Za każdym razem, gdy zamykała oczy.



Kiedy była jeszcze dziewczynką,


Spodziewała się takiego świata.


Ale on wymknął się jej z rąk, 


Więc musiała zaciskać zęby.


Życie się toczy i robi się coraz cięższe.


Po trupach dąży się do celu.


Każda łza jest jak wodospad.


Tej nocy, tej burzliwej nocy, ona zamknęła oczy.


Tej nocy, tej burzliwej nocy, odleciała.




Duża łąka, porośnięta przeróżnymi pięknymi kwiatami. Przede mną duże jezioro, którego tafla jest nieco wzburzona i odbijają się w niej promienie słoneczne, tworząc przy tym jakby obraz.  Dodatkowo jest tu jeszcze drewniany pomost, wokół którego rosną trzciny. Trochę dalej za jeziorem rozciąga się las z milionami liściastych i  iglastych drzew. Widok jak z bajki. Ja, siedzę na kocu w biało- zielone paski i spoglądam w błękitne niebo, na którym pojawiła się jedna jedyna chmura w kształcie serca. Promienie słoneczne delikatnie muskają moją twarz, sprawiając mi przy tym wiele przyjemności. Siedziałam i rozkoszowałam się przepiękną chwilą, gdy jakiś głos w mojej nie często myślącej racjonalnie głowie kazał mi się odwrócić w bok, a dokładniej w prawą stronę. Tak też zrobiłam. Widok ten mnie zaskoczył. Zauważyłam bruneta z burzą loków na głowie, które były doskonale ułożone i mimo lekkiego wiatru jego fryzura nadal wyglądała idealnie. Jednak nie mogłam zobaczyć w całości jego twarzy, bo siedział do mnie bokiem to i tak wydawało mi się, że skądś go znam lub gdzieś go już widziałam. Przyglądałam się jemu przez dłuższy czas, miał bardzo delikatne rysy twarzy.  Po chwili chłopak odwrócił się w moją stronę, posyłając mi przepiękny uśmiech przy czym ukazały się jego śnieżnobiałe zęby. Wiedziałam, że go znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd do momentu, gdy spojrzałam w jego oczy. Były piękne, magiczne. Hipnotyzowały mnie. Miały w sobie nutkę tajemnicy, którą za wszelką cenę chciałam poznać. Oczy mówią wszystko, wyrażają nasze uczucia. Ja w jego oczach widziałam radość i miłość? Albo to drugie mi się wydawało.  To były te same oczy, ten sam uśmiech, ten sam chłopak, to był Harry. Utonęłam w jego oczach, rozmarzyłam się, kiedy zauważyłam, że on zbliża swoją twarz w moim kierunku. Czy on chce to zrobić? Czy on chce mnie pocałować? Tak, moje przypuszczenia się sprawdziły. Po paru sekundach nasze usta złączyły się w jedną całość, a języki tańczyły ze sobą przepiękny taniec. Muskał moje wargi z ogromną czułością, delikatnością i z wielkim uczuciem, którego do tej pory nie udało mi się chyba poznać. Po chwili oderwaliśmy się o siebie. Nasze czoła opierały się o siebie, nasze nosy stykały się ze sobą czubkami, nasze oddechy były niespokojne, a nasze myśli wariowały.  Piękne uczucie. Jednak nie trwało długo, nie wiedząc dlaczego nagle wstałam z koca i zaczęłam biec przed siebie. Chłopak, z którym przed chwilą się całowałam zerwał się i również biegł, tylko tyle, że za mną, a ja przed nim uciekałam. Nie mógł mnie dogonić, dziwne, biegłam z ogromną prędkością, a on pozostał daleko w tyle. Po kilkuminutowym biegu poczułam, że zwalniam, on też stanął. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że stoi w dużej odległości ode mnie ze łzami w oczach. Zaczął stawiać niewielkie kroki w moim kierunku, a ja tym razem nie przyspieszałam, nie biegłam lecz z każdym jego krokiem znikałam coraz bardziej. Rozmazywałam się, stawałam się powietrzem. Gdy już prawie mnie nie było usłyszałam jego zachrypnięty głos wypowiadający najpiękniejsze słowa "Kocham Cię", po czym rozmyłam się w powietrzu, a cały obraz zanikł i widziałam tylko ciemność. Stałam tam, a z oczy leciały mi łzy. Nie wiem ile to trwało, ale po pewnym czasie zobaczyłam jakieś światełko w oddali, które coraz bardziej się powiększało i powiększało. Wydawało mi się, że przedstawia ono jakiś obraz, ale było ono jeszcze za daleko, bym mogła zobaczyć co przedstawia. Z oczu przestały lecieć mi łzy, powoli się uspokajałam, a światełko zbliżało się do mnie. Teraz obraz był wyraźny i mogłam go dokładnie obejrzeć. Dziwne. Przedstawiał tą samą sytuację, którą już przed chwilą widziałam, jednak tam nie uciekłam. Zostałam z nim, siedzieliśmy przez chwilę wpatrując się w zachód słońca, po czym wstaliśmy, złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę jakieś ścieżki. Światełko znikło, ale pojawiło się nowe. Przedstawiało mnie i zielonookiego chłopaka, jak siedzieliśmy razem w parku na trawie i oglądaliśmy gwiazdy. Ale ta chmurka też po chwili znikła, a za nią pojawiła się kolejna. Ta była dziwna, dziwaczna. Pokazywała mnie, samą, jak rzucałam ramką ze zdjęciem moim i tego chłopaka. Byłam cała zapłakana, wyszłam na parapet, chyba chciałam skoczyć z okna. Dałam krok, ale po chwili się cofnęłam. Pobiegłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, później wyszłam i wsiadłam do taksówki i odjechałam.  Siedziałam, z oczu leciały mi łzy, którymi oglądałam widok za szybą samochodu. Na początku był sam las, a później ujrzałam moje rodzinne miasto. Mój rodzinny dom, przed którym wystawiona była tabliczka "NA SPRZEDAŻ", potem dom dziecka i szpital. Nagle ten obraz też zniknął. Pojawił się kolejny. Przedstawiał zmizerniałą dziewczynę o czarnych oczach i czarnych włosach. Hej, hej, zaraz! Przecież to ja. No więc, JA leżałam na szpitalnym łóżku skierowana w stronę okna. Z moich ciemnych, smutnych oczu spływały pojedyncze kropelki słonych łez. Widać było, że opadałam z sił. Do sali ktoś wszedł lub kilka ktosiów, ale nie odwróciłam się do nich, nic nie mówiłam, oni też. Milczeli. W sali była totalna cisza, gdy nagle rozległ się dźwięk pikających naszym, które oznaczały..... śmierć? Umarłam? Nie żyję? Nie, ja muszę żyć! Nie chcę stąd odchodzić! To nie mój czas! Nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

- Nieee!!!!!- krzyknęłam, zrywając się z łóżka.

- Spokojnie Lia, to był sen. To był tylko sen. Nic z tych rzeczy, które zobaczyłaś się nie wydarzyły ani się nie wydarzą. Spokojnie. Żyjesz i jeszcze będziesz żyć. - uspokajałam się. Mówiłam sama do siebie, aby opanować siebie i swoje myśli. Postanowiłam dłużej nie zakrzątać tym sobie głowy i w tym celu postanowiłam już wstać, chociaż nie wiem, która jest godzina. Pościeliłam moje królewskie łoże i skierowałam się do szafy w celu wybrania jakiś odpowiednich ubrań na dzisiejszą "okazję". Mówiąc "okazję" mam na myśli spotkanie z jakimś zespołem- przyjaciółmi Rose. Nie miałam zamiaru wcale się jakoś stroić czy coś. Ubiorę się tak jak zawsze, w MOIM stylu. Zawsze stawiam na wygodę, komfort i nutkę rockowego stylu, nie jak jakaś barbie lalka. A więc postanowiłam założyć dziś: czarne spodenki, czarny top z cekinami oraz buty na obcasie.

Wraz z wybranym strojem udałam się do łazienki, aby tam przebrać się i wykonać wszystkie poranne czynności. Po 30 minutach byłam ubrana, makijaż miałam zrobiony, włosy miałam spięte w koka, przez co było widać moje 2 tatuaże (gwiazdki i piórko), nie licząc napisu Never give up. Nie wiem czy znajomi Rose mnie zaakceptują, bo mam nietypowy charakter, może dziary będą ich odstraszać czy coś, ale szczerze to mam to daleko w dupie! Nie obchodzi mnie opinia innych.

 Po wyjściu z łazienki poszłam do kuchni, aby coś zjeść. Wypadło na kanapkę z masłem i pomidorem oraz herbatę. Tyle mi wystarczyło, nie lubiłam za bardzo jeść. Była godzina 11.30, czyli za chwilę ma po mnie przyjechać Rose i razem z Pati pojedziemy na to spotkanie. Posprzątałam po śniadaniu i poszłam do pokoju po telefon, gdy wychodziłam już z mojego królestwa usłyszałam dźwięk, który oznaczał, że ktoś przyszedł, a dokładniej Mo. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

-Hej!- powiedziała, jak zwykle radosna Rose.

-Cześć.- odparłam zrezygnowana.

-Co ty taka smutna?- spytała.

-Zły humor.- odpowiedziałam

-Czego?

-Mam dziwne przeczucie, dziś coś się wydarzy. Jestem tego pewna.

- Skąd to niby wiesz?- zapytała z miną typu "Czy ty siebie słyszysz?"

-Przeczucie.

-Ahhaaa. NOoo, ale masz być miła dla chłopaków.

-Dobra, dobra, postaram się.

-No ja myślę, chodź już, bo się spóźnimy.- pośpieszyła mnie i ruszyłyśmy w stronę jej samochodu, wcześniej zachodząc po Cię. Wszystkie 3 wsiadłyśmy do auta i włączyłyśmy radio, po czym zaczęłyśmy śpiewać. Po kilku minutach dojechałyśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i ujrzałam przed sobą dom, a raczej ogromną willę. Muszą być bogaci i bardzo sławni. Takim to się w życiu powodzi...

-Co się tak gapisz, chodźcie.- wybudziła mnie z "podziwiania" Rose, która ruszyła do drzwi, a ja wraz Patricią z za nią. Zapukała do ciemno-brązowych drzwi, za którymi można było usłyszeć krzyki. 

"Kto tam mieszka? Stado słoni czy małpy ku*wa?"-spytałam się w myślach. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich mulat, który po zobaczeniu nas szczerze się uśmiechnął i pocałował czule Rose.
 "To musi być Zayn, jej chłopak"- pomyślałam i się nie pomyliła, bo po chwili dodał:

-A ty pewnie jesteś Lia, przyjaciółka mojej dziewczyny.

-Tak, a ty z pewnością jesteś Zayn- chłopak mojej przyjaciółki.-odparłam z uśmiechem, po czym przywitał się z Pati i zaprosił nas do środka. Dom był naprawdę duży i bardzo ładnie urządzony, ale panował w nim bałagan. Mały bo mały, ale bałagan. Nie dziwię się, bo z tego co wiem, to mieszka tu 5 chłopaków.

-Chłopaki dziewczyny przyszły!- krzyknął mulat na 4 chłopaków, którzy właśnie w tym momencie zawzięcie się kłócili. Nie usłyszeli go chyba, bo nie przestali.

-Oni tak zawsze?- spytałam.

-Noo nie zawsze, czasami.... Ej, chłopaki!- tym razem głośniej krzyknął po czym cała 4 odwróciła się w naszą stronę i w mgnieniu oka ustawili się przede mną i Cią w rządku. OMG, ale dziwnie. Pierwszy był farbowany blondyn, który wpierdalał żelki.

-Cześć. Jestem Niall.- powiedział z uśmiechem chłopak, przez co zobaczyłam, że ma aparat na zębach. "Ale on słodki"- pomyślałam. Przytulił mnie (dobra to było dziwne) i skierował się w stronę Patricii. Ooooo coś się tu chyba święci. Gdy tylko Niall zobaczył moją sąsiadkę, a ona jego zobaczyłam w ich oczach małe iskierki. Spodobał się jej, a ona jemu.- byłam pewna. Później podszedł do mnie kolejny chłopak, który ubrany był w czerwone spodnie i bluzkę w paski.

-Siema, jestem Louis.- powiedział pasiasty z marchewką w ręku i też mnie przytulił. 
Masakra, co oni mają z tym przytulaniem?- zastanawiałam się.

-Lia.- odpowiedziałam, po czym odszedł a podszedł kolejny chłopak.  CO??? Harry? OMG!

- A jednak przeznaczenie. Witam Cię.- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Nie wiem jak to się stało, ale się spotkaliśmy. Przypadek czy przeznaczenie? Zdecydowanie przeznaczenie.

-A jednak. Bardzo się cieszę, że się drugi raz spotkaliśmy. Miałaś rację. Ale teraz Ci nie odpuszczę, musisz dać mi swój numer. Obiecałaś.- powiedział niesamowicie się szczerząc, też się cieszył z naszego spotkania. Widziałam to w jego oczach. Magia.

-Jasne, zawsze dotrzymuję obietnic.- odparłam po czym mnie mocno przytulił.  Nie zdziwiłam się jego zachowaniem ( co jak widać u nich to "tradycja") i odwzajemniłam przytulaska. Hehe.

- To wy się znacie?- spytała zaskoczona Rose, zresztą nie tylko ona była zaskoczona, bo pozostali też.

-Nooo, tak się stało, że tak.- powiedział Harry. Odszedł na bok, a kolejny członek grupy podszedł do mnie. Wydawał się dziwnie znajmy. Lustrowałam go wzrokiem. NIE!!! To nie może być prawda. To nie jest on. Powiedźcie, że nie. Ja nie chce go znać. Nienawidzę go! Wolałabym już nigdy go nie spotkać, ale jednak, przecież ja mam takie jebane szczęście. Niemożliwe, a jednak. To on, mój były brat. Zajebiście, ku**a!

-Cześć, Liam.- powiedział radosny
braciszek  były braciszek. Chyba mnie nie poznał, całe szczęście. Nie mam ochoty na kolejne rozczarowanie, na kolejne rozstanie. Nie wytrzymałabym tego psychicznie.

- Lia.- odparłam szorstko, po czym podeszłam do Harrego, który siedział na kanapie. Na mój widok się uśmiechnął, ja też, ale nie był to szczery uśmiech. Nie po tym kogo spotkałam. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Nie. Wiedziałam, że coś się dzisiaj wydarzy...

-To co, dasz mi ten numer?- spytał Loczek.

-Tak, 6********.- podyktowałam mu ciąg cyfr, po czym do  mnie zadzwonił, abym ja też mogła mieć jego numer. Wyjęłam telefon i zapisałm sobie jego numer pod nazwą "Harry- loczuś". Gdy "loczuś" to zobaczył zaśmiał się a ja z nim. Po ten chwilę rozmawialiśmy.  Rose z Zayn'em się gdzieś ulotnili, a Niall i Paricia wyszli do Nandos- będzie z nich dobrana para, tak słodko razem wyglądają. Pasiasty, chyba Louis wyszedł do Eleonor- jego dziewczyny z tego co się dowiedziałam od Harrego. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie Liam, który się ciągle gapił na mnie. To było wku**iające. Nie mogłam tego dłużej znieść, więc się odezwałam:

-Masz jakiś problem?- spytałam dość nieprzyjemnym tonem.

-Nie, czego.- odparł zdezorientowany, po tym jak wyrwałam go z "rozmyśleń".

-Bo się k**wa na mnie gapisz cały czas. - powiedziałam zdenerwowana.

-Po pierwsze: Mam prawo. Po drugie: Nie przeklinaj. Po trzecie: Taki ktoś jak ty nie będzie się na mnie wydzierać.- wygłosił mowę z taką pogardą w oczach. Nie poznaję go. To nie jest mój Liam, to nie ta sama osoba. Sława uderzyła mu do głowy. Jebany chuj się z niego zrobił.

- Przesadziłeś. Znam swoją wartość i nikt nie będzie mi mówił co mam robić, ani jak żyć,  a przede wszystkim nikt nie będzie mnie poniżał. A z pewnością nie ty!- krzyknęłam, po czym wyszłam z domu trzaskając przy tym drzwiami. Miałam dość. Nie wiedziałam co robić, nie chciałam nic robić....



*dom chłopaków*
*perspektywa Liam'a*

Stałem oszołomiony całą tą sytuacją. Wcale nie chciałem się z nią kłócić, ale ona sama tak na mnie działa. Bardzo przypomina mi moją siostrę- Nathalię. Nie mogłem wytrzymać. Z  wyglądu są bardzo podobne, ale z charakteru nie. Moja Nathalia jest miła i nie wydziera się  na ludzi. To totalne przeciwieństwo Lii. Tak bardzo tęsknię za moją malutką siostrzyczką. Boli mnie fakt, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie wiem gdzie jest, co robi, czy jest zdrowa, czy w ogóle żyje. Nienawidzę siebie, że wtedy po śmierci rodziców zostawiłem ją. Najprościej w świecie ją opuściłem, a do tego nigdy nie powinno dojść. Kocham ją i tęsknię. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos wkurzonego Harrego:

-Coś ty najlepszego zrobił?

-Jaaa... jaa nic.- zacząłem się jąkać.

-Nic? To nazywasz "nic". Upokorzyłeś ją. Nie dziwię się jej, że tak zareagowała.Ja na jej miejscu też bym tak postąpił. Nie wiem co się z tobą stało Liam. Nigdy się tak nie zachowywałeś. - powiedział Harry i ruszył na górę. Zostałem sam. Zayn poszedł gdzieś z Rose, Louise do dziewczyny, Niall do Nandos, a ja? Ja siedziałem sam i biłem się z myślami.... Jestem cholernym dupkiem.



Rozdział 7 jest, a czytelników brak. Jeżeli ktoś czyta te moje "wypociny" to naprawdę proszę o komentarz. Nie wiem czy piszę to dla siebie czy ktoś jest tu ze mną. Smutno :(
Do kolejnego.

4 komentarze= Nowy rozdział

Dija

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 6 Uśmiech nie zawsze oznacza, że ktoś jest szczęśliwy. Czasami po prostu oznacza, że ktoś jest silny...


Rozdział 6

Uśmiech nie zawsze oznacza, że ktoś jest szczęśliwy. Czasami po prostu oznacza, że ktoś jest silny...
 

muzyka:



W poprzednim rozdziale:

-Teraz tego spaceru tak łatwo ci nie odpuszczę inaczej się na ciebie obrażę.- powiedział z miną, która miała wyrażać smutek, ale jednak zamiast tego wyszedł mu dziwny grymas, na co się zaśmiałam.
-Hahaha. Dobra. Niech będzie, zgadzam się na ten spacer.- powiedziałam rozbawiona.
- W takim razie zapraszam panią. Idziemy…


*Londyn*
 
*godziny wieczorne*
 
*perspektywa Lii*

- To gdzie idziemy?- spytałam mojego towarzysza

- Niedaleko znajduje się taki park, może być?.


- Jasne. Nie znam kompletnie Londynu więc zdaję się na ciebie.

- W takim razie będę musiał cię oprowadzić.

- Yhym.

- Długo tu mieszkasz?

- Bardzo długo, aż 3 dni.- zaśmiałam się.

- Hehe. To rzeczywiście długo.

- Tak.

- Opowiedz mi coś o sobie.

- Hmmm... Nie ma co opowiadać. Nie jestem ciekawą osobą. Ty za to tak, więc ty powiedz coś o sobie.

- Mylisz się. Jesteś bardzo tajemnicza, taka inna.

- Skoro tak... To zagrajmy w pięć pytań. Ty zaczynasz.- powiedziałam

- Dobrze. To ile masz lat i do jakiej szkoły chodzisz?

- Ejj, to dwa w jednym. Nie fair, ale nich cie będzie. Lat 18, a od września zaczynam naukę w London Contemporary Dance School.
 
-To szkoła taneczna, tak? Ty tańczysz?
 
- Tak. Tańczę, z resztą jak widziałeś w klubie.
 
-A no takk. Nie poznałem cię teraz. Sorry.
 
 - Spoko nic się nie stało. Przecież nie jestem sławna i ty chyba też nie...
 
- No tak właściwie to..... Nie ważne. Teraz twoja kolej.
 
- Czym się interesujesz?
 
- Muzyką, piłką nożną, samochodami i chyba tyle. A ty?
 
- Tańcem, no trochę muzyką, motorami, piłką nożną też.
 
- Na serio? A zakupy?
 
- Szczerze?- zapytałam, na co kiwnął potakująco głową.
 
- Nienawidzę zakupów. To dla mnie męczarnia.
 
- Boże... Znalazłem swój ideał...- powiedział podnosząc głową ku niebu.
 
-Głupek.- powiedziałam przez śmiech, na co wystawił mi język.
 
- Ty się śmiejesz, a ja mówię całkiem serio.- powiedział z całkiem poważną miną.
 
- Głupek, zdania nie zmieniłam.
 
- Ale fajny głupek, prawda?- zapytał poruszając dziwnie brwiami. Wyglądał komicznie.
 
- Może... Ale teraz kolejne pytanie.
 
- A ty od ilu lat tu mieszkasz?- spytałam loczka.
 
- W sumie to będzie gdzieś 2 lata. Wcześniej mieszkałem w Holmes Chapel. A ty gdzie wcześniej mieszkałaś?- spytał
 
- W Wolverhampton.
 
-Tak? Mój przyjaciel stamtąd pochodzi. Może go znasz, albo ja cię kiedyś z nim zapoznam.
 
- Jak się jeszcze kiedyś spotkamy to czego nie. Ok, a teraz ja pytam cb. Więc, gdybyś miał wybrać między spotkaniem z dziewczyną, a spotkaniem się z kumplami, to co byś wybrał?- zadałam mu takie pytanie, bo chciałam poznać trochę jego charakter, poglądy.
 
-Cóż... To zależy od dziewczyny. Jakby to była dziewczyna, której nie lubię i nie wiedzę przyszłości dla naszej dalszej znajomości czy coś, to wybrałbym kumpli. A jeżeli byłaby to dziewczyna, którą lubię, podoba mi się, dobrze mi się z nią rozmawia to wybrałbym spotkanie z nią, bo nie wiadomo czy druga okazja by się powtórzyła.- szczerze to zaskoczył mnie swoją odpowiedzią. Zdobył mój szacunek, bo z tego co powiedział to wywnioskowałam, że nie bawi się dziewczynami, tylko raczej traktuje je poważnie. Nie jak zabawkę. Wydaję mi się, że jest naprawdę spoko chłopakiem.
 
- Podoba mi się twoje podejście. To dobrze, że nie traktujesz dziewczyn jak zabawek. Bo ja nienawidzę po prostu takich kolesi. To teraz twoja kolej.- powiedziałam
 
- Hmm... Więc masz może rodzeństwo?- spytał, trafiając przy tym w mój czuły punkt. No i co ja mam mu odpowiedzieć. Nie lubię o tym gadać, jest to dla mnie bardzo drażliwy i przykry temat. Przyjechałam tu, żeby o nim zapomnieć, ale się najwidoczniej nie da. No trudno.
 
- Tak, to znaczy nie! Nie mam rodzeństwa.-poplątałam się w swojej wypowiedzi, przez co o n spojrzał na mnie jak na kosmitkę. Ale się skompromitowałaś Lia. Brawo!- pomyślałam.
 
-A ty masz rodzeństwo?- spytałam, żeby wybrnąć z tej całej niekomfortowej sytuacji.
 
- Mam, starszą siostrę Gemmę.
-Więc teraz ostatnie pytanie. Radzę żebyś się dobrze nad tym zastanowił, bo to już ostatnie.- poradziłam mu.
 
- W takim razie.... Jesteś z kimś w związku?- spytał, ale zastanawiałam się po co? Przecież raczej się nigdy nie spotkamy. Czyżbym się mu podobała? Nie, raczej nie. Oczywiście, że nie.
 
- Obecnie nie. A ty?- zapytałam o to samo, bo już nie miałam pomysłu na pytania.
 
- No ja też nie.- odpowiedział, na co ja posłałam mu uśmiech.
 
-Masz śliczny uśmiech, taki radosny.- powiedział.
 
-Uśmiech nie jest zawsze oznaką szczęścia. Czasem po prostu oznacz to, że ktoś jest silny.
 
- Ale ty jesteś szczęśliwa?- spytał.
 
Można tak powiedzieć...- odparłam, przecież każdy inaczej rozumie pojęcie szczęście, każdego co innego uszczęśliwia i smuci. Każdy jet inny, każdy się czymś różni. Nie ma dwóch takich samych osób. Każdy szczęście rozumie inaczej, a ja chyba go jeszcze nie rozumiem.

 
"Najładniej uśmiechają się Ci, którzy cierpią.
 
Najpiękniejsze oczy mają Ci, którzy dużo płaczą.
 
Najlepiej słuchają Ci, których nikt nie słucha.
 
Najwięcej marzą Ci, którzy najwięcej stracili.
 
Najlepiej przytulają Ci, którzy za kimś tęsknią."

 

 
Dobra. Więc gdzie teraz idziemy?- spytał spoglądając na mnie swoim czarującym uśmiechem i pięknymi zielonymi oczami, w których widać było odbijające się światło Księżyca, który oznaczał że jest już późno. Przy nim nawet nie zauważyłam, że się ściemniło. Musiało być już późno, ponieważ w parku były tylko dwie osoby- jakaś para, która siedziała na ławeczce i oglądała niebo oraz my spacerujący razem nieznajomi.
 

 
- Wiesz, ja się będę musiała już zbierać, bo jutro czeka mnie ciężki dzień. Mam masę spraw do załatwienia.
Dobranoc.- powiedziałam i miałam już odchodzić gdy usłyszałam jego melancholijny głos:
 
-Szkoda. W takim razie pozwól mi się chociaż odprowadzić.
 
-Naprawdę nie trzeba. To daleko, a ty też pewnie nie masz blisko do domu.
 
-Nie mam, ale ty nie znasz Londynu i jak się zgubisz to będę miał cię na sumieniu, a w dodatku jest ciemno. Nie puszczę cię samej.
 
-Po przedstawieniu takich argumentów to chyba nie mogę się nie zgodzić.- zaśmiałam się. Chciałam żeby mnie odprowadził, ale nie chciałam się narzucać. Chciałam móc zostać z nim dłużej, ale się bałam, że się zakocham ( o ile już tego nie zrobiłam ). Chciałam, ale strach przezwycięża.
 
-W takim razie chodź.- odparł i razem skierowaliśmy się w stronę mojej kamienicy. Nie rozmawialiśmy już ze sobą. Zapadła cisza, ale nie taka krępująca, wręcz przeciwnie. Ta była tak przyjemna, w ogóle mi nie przeszkadzała. Z resztą jemu chyba też nie. Wyglądał jakby nad czymś myślał. Może podobnie jak ja, analizował zdarzenie, które miało dziś miejsce. Albo myślał jakby tu szybko zwiać. Nie wiem. Przez całą drogę próbowałam wyczytać to z jego twarzy, zerkając na niego ukradkiem. Jednak nic nie wywnioskowałam. Nie jestem dobrym myślicielem. Trudno, najwyżej się nie dowiem. Droga zajęła nam 25 minut. Odprowadził mnie pod same drzwi kamienicy.
 
- Więc Dobranoc.- pożegnałam się.
 
-Dobranoc- odparł z dość dziwnym wyrazem twarzy, posłałam mu pożegnalny uśmiech i otwierałam drzwi, kiedy po raz kolejny tego wieczoru usłyszałam jego zachrypnięty głos.
 
-Lia zaczekaj. Dasz mi swój numer?
 
- A po co ci?- spytałam głupkowato.
 
- Noo, żebym mógł się z tobą skontaktować- odparł ze zmieszanym wyrazem twarzy.
 
- Wiesz, ja mam inny pomysł.
 
- Jaki?
-Zostawmy to przeznaczeniu.- oznajmiłam
 
- Czyli?- spytał zdezorientowany.
 
-Nie dam ci mojego numeru, ty nie dasz mi swojego. Nasze dalsze spotkanie zostawimy w rękach przeznaczenia. Jeżeli jest nam dane się drugi raz spotkać to na pewno się spotkamy, wcześniej lub później. A jeżeli los nie przygotował nam wspólnej historii to trudno. Takie jest życie.- powiedziałam, będąc sama pod wrażeniem swojej wypowiedzi.
 
- A może tak pomóc przeznaczeniu?
 
-Zaufaj mi.- powiedziałam, po czym pocałowałam go w policzek i schowałam się do kamienicy, a on tam nadal stał nie wiedząc co się przed chwilą wydarzyło. Jestem dziwna, przecież chcę się z nim jeszcze spotkać. Co we mnie wstąpiło. Nie mam pojęcia. On jest dla mnie jak słońce. Gdy go widzę od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech, taki szczery.
 
" Zaczynam się bronić,
 
Bo nie chcę się zakochać.
 
Gdybym kiedykolwiek to zrobiła,
 
to myślę, że dostałabym ataku serca."

 

 



Siemka! Jest 6! Jestem z was dumna, bo pod ostatnim rozdziałem były 2 komentarze. Bardzo się cieszę, że ktokolwiek to czyta. Ale wracając do tego rozdziału to: Jak się wam podoba, proszę o oceny w komentarzach.

A no tak zapomniałabym. Chciałabym wam polecić pewnego bloga, który naprawdę jest świetny. Naprawdę warto zajrzeć:
http://love-death-who-win.blogspot.com/



3 komentarze= Nowy rozdział


Dija;)