poniedziałek, 27 maja 2013


Rozdział 7


Sen jest naszym drugim życiem.

Czasami widzimy w nim to, czego naprawdę pragniemy...

Czasem sen jest naszym przeznaczeniem, naszą wizją, ostrzeżeniem, zapowiedzią i marzeniem...

Pokazuje nam historie, które się staną, będą, ale są jeszcze sposoby by do nich nie dopuścić...

Jeżeli ktoś jest silny będzie walczyć!

Przetrzyma wszystko, nie podda się, będzie walczyć, gdy wie jaki jest jego cel.

Po najważniejsze jest to, żeby wytrwać do końca.

NEVER GIVE UP.


muzyka:


*Londyn*
*perspektywa Lii*
*4 lipiec 2012*


Kiedy była jeszcze dziewczynką,

Spodziewała się takiego świata.


Ale on wymknął się jej z rąk,


Więc uciekała w sny.


I śniła o raju, raju, raju


Raju, raju, raju


Raju, raju, raju


Za każdym razem, gdy zamykała oczy.



Kiedy była jeszcze dziewczynką,


Spodziewała się takiego świata.


Ale on wymknął się jej z rąk, 


Więc musiała zaciskać zęby.


Życie się toczy i robi się coraz cięższe.


Po trupach dąży się do celu.


Każda łza jest jak wodospad.


Tej nocy, tej burzliwej nocy, ona zamknęła oczy.


Tej nocy, tej burzliwej nocy, odleciała.




Duża łąka, porośnięta przeróżnymi pięknymi kwiatami. Przede mną duże jezioro, którego tafla jest nieco wzburzona i odbijają się w niej promienie słoneczne, tworząc przy tym jakby obraz.  Dodatkowo jest tu jeszcze drewniany pomost, wokół którego rosną trzciny. Trochę dalej za jeziorem rozciąga się las z milionami liściastych i  iglastych drzew. Widok jak z bajki. Ja, siedzę na kocu w biało- zielone paski i spoglądam w błękitne niebo, na którym pojawiła się jedna jedyna chmura w kształcie serca. Promienie słoneczne delikatnie muskają moją twarz, sprawiając mi przy tym wiele przyjemności. Siedziałam i rozkoszowałam się przepiękną chwilą, gdy jakiś głos w mojej nie często myślącej racjonalnie głowie kazał mi się odwrócić w bok, a dokładniej w prawą stronę. Tak też zrobiłam. Widok ten mnie zaskoczył. Zauważyłam bruneta z burzą loków na głowie, które były doskonale ułożone i mimo lekkiego wiatru jego fryzura nadal wyglądała idealnie. Jednak nie mogłam zobaczyć w całości jego twarzy, bo siedział do mnie bokiem to i tak wydawało mi się, że skądś go znam lub gdzieś go już widziałam. Przyglądałam się jemu przez dłuższy czas, miał bardzo delikatne rysy twarzy.  Po chwili chłopak odwrócił się w moją stronę, posyłając mi przepiękny uśmiech przy czym ukazały się jego śnieżnobiałe zęby. Wiedziałam, że go znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd do momentu, gdy spojrzałam w jego oczy. Były piękne, magiczne. Hipnotyzowały mnie. Miały w sobie nutkę tajemnicy, którą za wszelką cenę chciałam poznać. Oczy mówią wszystko, wyrażają nasze uczucia. Ja w jego oczach widziałam radość i miłość? Albo to drugie mi się wydawało.  To były te same oczy, ten sam uśmiech, ten sam chłopak, to był Harry. Utonęłam w jego oczach, rozmarzyłam się, kiedy zauważyłam, że on zbliża swoją twarz w moim kierunku. Czy on chce to zrobić? Czy on chce mnie pocałować? Tak, moje przypuszczenia się sprawdziły. Po paru sekundach nasze usta złączyły się w jedną całość, a języki tańczyły ze sobą przepiękny taniec. Muskał moje wargi z ogromną czułością, delikatnością i z wielkim uczuciem, którego do tej pory nie udało mi się chyba poznać. Po chwili oderwaliśmy się o siebie. Nasze czoła opierały się o siebie, nasze nosy stykały się ze sobą czubkami, nasze oddechy były niespokojne, a nasze myśli wariowały.  Piękne uczucie. Jednak nie trwało długo, nie wiedząc dlaczego nagle wstałam z koca i zaczęłam biec przed siebie. Chłopak, z którym przed chwilą się całowałam zerwał się i również biegł, tylko tyle, że za mną, a ja przed nim uciekałam. Nie mógł mnie dogonić, dziwne, biegłam z ogromną prędkością, a on pozostał daleko w tyle. Po kilkuminutowym biegu poczułam, że zwalniam, on też stanął. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że stoi w dużej odległości ode mnie ze łzami w oczach. Zaczął stawiać niewielkie kroki w moim kierunku, a ja tym razem nie przyspieszałam, nie biegłam lecz z każdym jego krokiem znikałam coraz bardziej. Rozmazywałam się, stawałam się powietrzem. Gdy już prawie mnie nie było usłyszałam jego zachrypnięty głos wypowiadający najpiękniejsze słowa "Kocham Cię", po czym rozmyłam się w powietrzu, a cały obraz zanikł i widziałam tylko ciemność. Stałam tam, a z oczy leciały mi łzy. Nie wiem ile to trwało, ale po pewnym czasie zobaczyłam jakieś światełko w oddali, które coraz bardziej się powiększało i powiększało. Wydawało mi się, że przedstawia ono jakiś obraz, ale było ono jeszcze za daleko, bym mogła zobaczyć co przedstawia. Z oczu przestały lecieć mi łzy, powoli się uspokajałam, a światełko zbliżało się do mnie. Teraz obraz był wyraźny i mogłam go dokładnie obejrzeć. Dziwne. Przedstawiał tą samą sytuację, którą już przed chwilą widziałam, jednak tam nie uciekłam. Zostałam z nim, siedzieliśmy przez chwilę wpatrując się w zachód słońca, po czym wstaliśmy, złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę jakieś ścieżki. Światełko znikło, ale pojawiło się nowe. Przedstawiało mnie i zielonookiego chłopaka, jak siedzieliśmy razem w parku na trawie i oglądaliśmy gwiazdy. Ale ta chmurka też po chwili znikła, a za nią pojawiła się kolejna. Ta była dziwna, dziwaczna. Pokazywała mnie, samą, jak rzucałam ramką ze zdjęciem moim i tego chłopaka. Byłam cała zapłakana, wyszłam na parapet, chyba chciałam skoczyć z okna. Dałam krok, ale po chwili się cofnęłam. Pobiegłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, później wyszłam i wsiadłam do taksówki i odjechałam.  Siedziałam, z oczu leciały mi łzy, którymi oglądałam widok za szybą samochodu. Na początku był sam las, a później ujrzałam moje rodzinne miasto. Mój rodzinny dom, przed którym wystawiona była tabliczka "NA SPRZEDAŻ", potem dom dziecka i szpital. Nagle ten obraz też zniknął. Pojawił się kolejny. Przedstawiał zmizerniałą dziewczynę o czarnych oczach i czarnych włosach. Hej, hej, zaraz! Przecież to ja. No więc, JA leżałam na szpitalnym łóżku skierowana w stronę okna. Z moich ciemnych, smutnych oczu spływały pojedyncze kropelki słonych łez. Widać było, że opadałam z sił. Do sali ktoś wszedł lub kilka ktosiów, ale nie odwróciłam się do nich, nic nie mówiłam, oni też. Milczeli. W sali była totalna cisza, gdy nagle rozległ się dźwięk pikających naszym, które oznaczały..... śmierć? Umarłam? Nie żyję? Nie, ja muszę żyć! Nie chcę stąd odchodzić! To nie mój czas! Nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

- Nieee!!!!!- krzyknęłam, zrywając się z łóżka.

- Spokojnie Lia, to był sen. To był tylko sen. Nic z tych rzeczy, które zobaczyłaś się nie wydarzyły ani się nie wydarzą. Spokojnie. Żyjesz i jeszcze będziesz żyć. - uspokajałam się. Mówiłam sama do siebie, aby opanować siebie i swoje myśli. Postanowiłam dłużej nie zakrzątać tym sobie głowy i w tym celu postanowiłam już wstać, chociaż nie wiem, która jest godzina. Pościeliłam moje królewskie łoże i skierowałam się do szafy w celu wybrania jakiś odpowiednich ubrań na dzisiejszą "okazję". Mówiąc "okazję" mam na myśli spotkanie z jakimś zespołem- przyjaciółmi Rose. Nie miałam zamiaru wcale się jakoś stroić czy coś. Ubiorę się tak jak zawsze, w MOIM stylu. Zawsze stawiam na wygodę, komfort i nutkę rockowego stylu, nie jak jakaś barbie lalka. A więc postanowiłam założyć dziś: czarne spodenki, czarny top z cekinami oraz buty na obcasie.

Wraz z wybranym strojem udałam się do łazienki, aby tam przebrać się i wykonać wszystkie poranne czynności. Po 30 minutach byłam ubrana, makijaż miałam zrobiony, włosy miałam spięte w koka, przez co było widać moje 2 tatuaże (gwiazdki i piórko), nie licząc napisu Never give up. Nie wiem czy znajomi Rose mnie zaakceptują, bo mam nietypowy charakter, może dziary będą ich odstraszać czy coś, ale szczerze to mam to daleko w dupie! Nie obchodzi mnie opinia innych.

 Po wyjściu z łazienki poszłam do kuchni, aby coś zjeść. Wypadło na kanapkę z masłem i pomidorem oraz herbatę. Tyle mi wystarczyło, nie lubiłam za bardzo jeść. Była godzina 11.30, czyli za chwilę ma po mnie przyjechać Rose i razem z Pati pojedziemy na to spotkanie. Posprzątałam po śniadaniu i poszłam do pokoju po telefon, gdy wychodziłam już z mojego królestwa usłyszałam dźwięk, który oznaczał, że ktoś przyszedł, a dokładniej Mo. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

-Hej!- powiedziała, jak zwykle radosna Rose.

-Cześć.- odparłam zrezygnowana.

-Co ty taka smutna?- spytała.

-Zły humor.- odpowiedziałam

-Czego?

-Mam dziwne przeczucie, dziś coś się wydarzy. Jestem tego pewna.

- Skąd to niby wiesz?- zapytała z miną typu "Czy ty siebie słyszysz?"

-Przeczucie.

-Ahhaaa. NOoo, ale masz być miła dla chłopaków.

-Dobra, dobra, postaram się.

-No ja myślę, chodź już, bo się spóźnimy.- pośpieszyła mnie i ruszyłyśmy w stronę jej samochodu, wcześniej zachodząc po Cię. Wszystkie 3 wsiadłyśmy do auta i włączyłyśmy radio, po czym zaczęłyśmy śpiewać. Po kilku minutach dojechałyśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i ujrzałam przed sobą dom, a raczej ogromną willę. Muszą być bogaci i bardzo sławni. Takim to się w życiu powodzi...

-Co się tak gapisz, chodźcie.- wybudziła mnie z "podziwiania" Rose, która ruszyła do drzwi, a ja wraz Patricią z za nią. Zapukała do ciemno-brązowych drzwi, za którymi można było usłyszeć krzyki. 

"Kto tam mieszka? Stado słoni czy małpy ku*wa?"-spytałam się w myślach. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich mulat, który po zobaczeniu nas szczerze się uśmiechnął i pocałował czule Rose.
 "To musi być Zayn, jej chłopak"- pomyślałam i się nie pomyliła, bo po chwili dodał:

-A ty pewnie jesteś Lia, przyjaciółka mojej dziewczyny.

-Tak, a ty z pewnością jesteś Zayn- chłopak mojej przyjaciółki.-odparłam z uśmiechem, po czym przywitał się z Pati i zaprosił nas do środka. Dom był naprawdę duży i bardzo ładnie urządzony, ale panował w nim bałagan. Mały bo mały, ale bałagan. Nie dziwię się, bo z tego co wiem, to mieszka tu 5 chłopaków.

-Chłopaki dziewczyny przyszły!- krzyknął mulat na 4 chłopaków, którzy właśnie w tym momencie zawzięcie się kłócili. Nie usłyszeli go chyba, bo nie przestali.

-Oni tak zawsze?- spytałam.

-Noo nie zawsze, czasami.... Ej, chłopaki!- tym razem głośniej krzyknął po czym cała 4 odwróciła się w naszą stronę i w mgnieniu oka ustawili się przede mną i Cią w rządku. OMG, ale dziwnie. Pierwszy był farbowany blondyn, który wpierdalał żelki.

-Cześć. Jestem Niall.- powiedział z uśmiechem chłopak, przez co zobaczyłam, że ma aparat na zębach. "Ale on słodki"- pomyślałam. Przytulił mnie (dobra to było dziwne) i skierował się w stronę Patricii. Ooooo coś się tu chyba święci. Gdy tylko Niall zobaczył moją sąsiadkę, a ona jego zobaczyłam w ich oczach małe iskierki. Spodobał się jej, a ona jemu.- byłam pewna. Później podszedł do mnie kolejny chłopak, który ubrany był w czerwone spodnie i bluzkę w paski.

-Siema, jestem Louis.- powiedział pasiasty z marchewką w ręku i też mnie przytulił. 
Masakra, co oni mają z tym przytulaniem?- zastanawiałam się.

-Lia.- odpowiedziałam, po czym odszedł a podszedł kolejny chłopak.  CO??? Harry? OMG!

- A jednak przeznaczenie. Witam Cię.- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Nie wiem jak to się stało, ale się spotkaliśmy. Przypadek czy przeznaczenie? Zdecydowanie przeznaczenie.

-A jednak. Bardzo się cieszę, że się drugi raz spotkaliśmy. Miałaś rację. Ale teraz Ci nie odpuszczę, musisz dać mi swój numer. Obiecałaś.- powiedział niesamowicie się szczerząc, też się cieszył z naszego spotkania. Widziałam to w jego oczach. Magia.

-Jasne, zawsze dotrzymuję obietnic.- odparłam po czym mnie mocno przytulił.  Nie zdziwiłam się jego zachowaniem ( co jak widać u nich to "tradycja") i odwzajemniłam przytulaska. Hehe.

- To wy się znacie?- spytała zaskoczona Rose, zresztą nie tylko ona była zaskoczona, bo pozostali też.

-Nooo, tak się stało, że tak.- powiedział Harry. Odszedł na bok, a kolejny członek grupy podszedł do mnie. Wydawał się dziwnie znajmy. Lustrowałam go wzrokiem. NIE!!! To nie może być prawda. To nie jest on. Powiedźcie, że nie. Ja nie chce go znać. Nienawidzę go! Wolałabym już nigdy go nie spotkać, ale jednak, przecież ja mam takie jebane szczęście. Niemożliwe, a jednak. To on, mój były brat. Zajebiście, ku**a!

-Cześć, Liam.- powiedział radosny
braciszek  były braciszek. Chyba mnie nie poznał, całe szczęście. Nie mam ochoty na kolejne rozczarowanie, na kolejne rozstanie. Nie wytrzymałabym tego psychicznie.

- Lia.- odparłam szorstko, po czym podeszłam do Harrego, który siedział na kanapie. Na mój widok się uśmiechnął, ja też, ale nie był to szczery uśmiech. Nie po tym kogo spotkałam. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Nie. Wiedziałam, że coś się dzisiaj wydarzy...

-To co, dasz mi ten numer?- spytał Loczek.

-Tak, 6********.- podyktowałam mu ciąg cyfr, po czym do  mnie zadzwonił, abym ja też mogła mieć jego numer. Wyjęłam telefon i zapisałm sobie jego numer pod nazwą "Harry- loczuś". Gdy "loczuś" to zobaczył zaśmiał się a ja z nim. Po ten chwilę rozmawialiśmy.  Rose z Zayn'em się gdzieś ulotnili, a Niall i Paricia wyszli do Nandos- będzie z nich dobrana para, tak słodko razem wyglądają. Pasiasty, chyba Louis wyszedł do Eleonor- jego dziewczyny z tego co się dowiedziałam od Harrego. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie Liam, który się ciągle gapił na mnie. To było wku**iające. Nie mogłam tego dłużej znieść, więc się odezwałam:

-Masz jakiś problem?- spytałam dość nieprzyjemnym tonem.

-Nie, czego.- odparł zdezorientowany, po tym jak wyrwałam go z "rozmyśleń".

-Bo się k**wa na mnie gapisz cały czas. - powiedziałam zdenerwowana.

-Po pierwsze: Mam prawo. Po drugie: Nie przeklinaj. Po trzecie: Taki ktoś jak ty nie będzie się na mnie wydzierać.- wygłosił mowę z taką pogardą w oczach. Nie poznaję go. To nie jest mój Liam, to nie ta sama osoba. Sława uderzyła mu do głowy. Jebany chuj się z niego zrobił.

- Przesadziłeś. Znam swoją wartość i nikt nie będzie mi mówił co mam robić, ani jak żyć,  a przede wszystkim nikt nie będzie mnie poniżał. A z pewnością nie ty!- krzyknęłam, po czym wyszłam z domu trzaskając przy tym drzwiami. Miałam dość. Nie wiedziałam co robić, nie chciałam nic robić....



*dom chłopaków*
*perspektywa Liam'a*

Stałem oszołomiony całą tą sytuacją. Wcale nie chciałem się z nią kłócić, ale ona sama tak na mnie działa. Bardzo przypomina mi moją siostrę- Nathalię. Nie mogłem wytrzymać. Z  wyglądu są bardzo podobne, ale z charakteru nie. Moja Nathalia jest miła i nie wydziera się  na ludzi. To totalne przeciwieństwo Lii. Tak bardzo tęsknię za moją malutką siostrzyczką. Boli mnie fakt, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie wiem gdzie jest, co robi, czy jest zdrowa, czy w ogóle żyje. Nienawidzę siebie, że wtedy po śmierci rodziców zostawiłem ją. Najprościej w świecie ją opuściłem, a do tego nigdy nie powinno dojść. Kocham ją i tęsknię. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos wkurzonego Harrego:

-Coś ty najlepszego zrobił?

-Jaaa... jaa nic.- zacząłem się jąkać.

-Nic? To nazywasz "nic". Upokorzyłeś ją. Nie dziwię się jej, że tak zareagowała.Ja na jej miejscu też bym tak postąpił. Nie wiem co się z tobą stało Liam. Nigdy się tak nie zachowywałeś. - powiedział Harry i ruszył na górę. Zostałem sam. Zayn poszedł gdzieś z Rose, Louise do dziewczyny, Niall do Nandos, a ja? Ja siedziałem sam i biłem się z myślami.... Jestem cholernym dupkiem.



Rozdział 7 jest, a czytelników brak. Jeżeli ktoś czyta te moje "wypociny" to naprawdę proszę o komentarz. Nie wiem czy piszę to dla siebie czy ktoś jest tu ze mną. Smutno :(
Do kolejnego.

4 komentarze= Nowy rozdział

Dija

8 komentarzy: