Rozdział 8
Czy wiesz jak to jest, gdy myślisz, że jest dobrze, a tu nagle ktoś napi**dala Ci przeszłością po plecach?
rozdział pisałam przy albumie Birdy:
*Londyn*
*perspektywa Lii*
*godziny popołudniowe, po godzinie 16*
"Życie czasami się sypie i nie możesz nic poradzić.
Kiedy wszystko co kochałeś nagle zaczyna cię ranić."
"Życie czasami się sypie i nie możesz nic poradzić.
Kiedy wszystko co kochałeś nagle zaczyna cię ranić."
Wiesz? Czy wiesz jak to jest, gdy myślisz, że jest dobrze, a tu nagle ktoś napi**dala Ci przeszłością po plecach? Wiesz jak to jest, gdy przeszłość powraca. Gdy coś o czym chciałaś zapomnieć, przychodzi? Coś przez co cierpiałaś, zmieniłaś się. Coś przez co się bałaś? Wiesz? Ja wiem doskonale. I jeżeli nie doznałeś tego uczucia, uwierz mi- nie masz czego żałować. Naprawdę. Przysięgam. Jest to jedyna rzecz, której jestem pewna w 100%. Myślałam, że wszytko już przecierpiałam, ale najwidoczniej nie do końca, bo to powróciło. Teraz wszytko się zmieni. Znowu zmienię się ja, ludzie, którzy mnie otaczają, zmieni się moje życie.
"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie.
Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość."
To wszytko jest dziwne. Dziwne jest to, co się przed chwilą wydarzyło. Spotkanie chłopaków. Spotkanie Harrego :-). Spotkanie Liama :cry: . Kłótnia...
Jednak najbardziej zastanawia mnie to, dlaczego mnie nie poznał. Zapomniał? Nie pamięta? Nie pamięta swojej siostry? Jedynej rodziny, która mu pozostała? Ja mimo tylu lat, które minęły od naszego ostatniego spotkania- nie zapomniałam go. Wciąż go pamiętam i kocham. Kocham, ale nienawidzę. Tęsknię, ale nie chcę go spotkać. Chcę go przytulić, ale i powiedzieć mu co o nim myślę...
Po dzisiejszym spotkaniu wiem, że:
-ma nową rodzinę-- cieszę się, że się mu ułożyło, że spotkał przyjaciół
-spełnił marzenie-- gratuluję mu, szczerze
-ma pieniądze-- nie zazdroszczę
-zmienił się-- nie poznaję go, to nie on, to zepsuta wersja jego
-nie pamięta mnie--nic na to nie poradzę, nie powiem mu kim jestem, bo jeszcze zepsuję jego karierę i życie.
"(...)to wszystko należy do przeszłości. Ja jestem inna, więc i on nie mógł pozostać taki sam".
Nie dociera to do mnie. Nie wierzę. Nie pojmuję. Nie rozumiem. Było mi trudno, jest mi trudno, a będzie mi jeszcze trudniej. Starałam się poukładać życie tak, abym więcej nie cierpiała. Nie docierpiałam do końca. Czas odbyć karę. Pogodzę się z tym. Godzę się z tym! Muszę...
Wstałam z ławki, na której siedziałam już od kilku godziny cała zapłakana. Nie miałam siły- siły by żyć. Pogubiłam się. Nie wiem co robić. Ale coś zrobić w końcu muszę...
Skierowałam się do bramy parku, który znajduje się naprzeciw mojej kamienicy. Przyszłam tu, gdy tylko wybiegłam z tamtego domu. Dlaczego tu przyszłam? Nie wiem. Może dlatego, że nikt tu nie przychodzi, że mogłam być tam chwilę sama. Sam na sam ze sobą. Sam na sam z myślami. Sam na sam z życiem. Tak, to dlatego. Dla samotności.
Przeszłam przez ulicę, weszłam do kamienicy, weszłam po schodach, zapukałam do drzwi Patricii, które po chwili otworzyły się. Stanęła w nich uśmiechnięta dziewczyna, ale gdy mnie zobaczyła- całą zapłakaną, z rozmytym makijażem i trzęsącą się, mina od razu jej zrzędła i nic nie mówiąc przytuliła mnie. Potrzebowałam bliskości, czyjejś czułości. Stałyśmy tak przez chwilę. Ona mnie głaskała po plecach, a ja nadal płakałam. Uspokoiłam się dopiero po kilku minutach, a później weszłyśmy do mieszkania Patricii. Usiadłam na kanapie w salonie, a Patricia poszła zrobić herbatę. Po kilku minutach wróciła z kubkiem gorącego płynu i kocem w ręce. Naczynie postawiła na czarnym stoliku, a mnie przykryła kocem . Usiadła obok, wcześniej podając mi herbatę, nic nie mówiąc siedziała. Tego teraz potrzebowałam. Czyjeś obecności i chwili ciszy z zaufaną osobą. Minęło kilkanaście minut zanim pozbierałam myśli w jedną całość. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam opowiadać moją historię:
Skierowałam się do bramy parku, który znajduje się naprzeciw mojej kamienicy. Przyszłam tu, gdy tylko wybiegłam z tamtego domu. Dlaczego tu przyszłam? Nie wiem. Może dlatego, że nikt tu nie przychodzi, że mogłam być tam chwilę sama. Sam na sam ze sobą. Sam na sam z myślami. Sam na sam z życiem. Tak, to dlatego. Dla samotności.
Przeszłam przez ulicę, weszłam do kamienicy, weszłam po schodach, zapukałam do drzwi Patricii, które po chwili otworzyły się. Stanęła w nich uśmiechnięta dziewczyna, ale gdy mnie zobaczyła- całą zapłakaną, z rozmytym makijażem i trzęsącą się, mina od razu jej zrzędła i nic nie mówiąc przytuliła mnie. Potrzebowałam bliskości, czyjejś czułości. Stałyśmy tak przez chwilę. Ona mnie głaskała po plecach, a ja nadal płakałam. Uspokoiłam się dopiero po kilku minutach, a później weszłyśmy do mieszkania Patricii. Usiadłam na kanapie w salonie, a Patricia poszła zrobić herbatę. Po kilku minutach wróciła z kubkiem gorącego płynu i kocem w ręce. Naczynie postawiła na czarnym stoliku, a mnie przykryła kocem . Usiadła obok, wcześniej podając mi herbatę, nic nie mówiąc siedziała. Tego teraz potrzebowałam. Czyjeś obecności i chwili ciszy z zaufaną osobą. Minęło kilkanaście minut zanim pozbierałam myśli w jedną całość. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam opowiadać moją historię:
-Pamiętasz jak kiedyś wspomniałam o moim byłym bracie?- nic nie odpowiedziała, a ja nawet nie czekałam na odpowiedź opowiadałam dalej.
-Spotkałam go. Spotkałam osobę, która kiedyś była moim bratem. Był on dla mnie naprawdę bliską osobą. Ale jedno wydarzenie zmieniło wszystko. Dosłownie. Ale może zacznę od początku... Opowiem ci w skrócie o moim życiu, o mnie, bo tak naprawdę mało o mnie wiesz... A więc...:
Pochodzę z Wolverhampton. Mieszkałam tam od urodzenia. Miałam rodziców i brata. Myślałam, że miałam wszytko. No wiesz: rodzina, przyjaciele, dom. Ale to się szybko zmieniło. Po kolei zaczęło się walić. Gdy miałam 14 lat mój brat wyprowadził się do Londynu. Tam zamieszkał z ciocią i zaczął chodzić do szkoły muzycznej, chciał zrobić karierę. Na początku było dobrze, dzwonił do mnie regularnie i pisał, ale tylko przez 1,5 miesiąca. Później coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle. Straciliśmy kontakt. Było mi bardzo ciężko, straciłam bardzo ważną osobę. Miałam nadzieję jednak, że kiedyś się znowu odezwie, że oddzwoni do mnie, albo chociaż odpisze. Ale tak się nie stało. Kilka miesięcy po jego wyprowadzce nasi rodzice zginęli w wypadku. Nie przyjechał nawet na ich pogrzeb, bo miał jakieś eliminacje. Nie przyjechał na ostatnie pożegnanie, zwyczajnie się nie zjawił na pogrzebie swoich rodziców. Naprawdę nie rozumiem go, jak on mógł tak postąpić- odeszły 2 najważniejsze osoby w jego życiu, a on ich nawet nie pożegnał. Nigdy chyba nie odwiedził grobu rodziców- osób, którym zawdzięcza życie. Przykre, ale prawdziwe. Po śmierci rodziców trafiłam do domu dziecka, a jego zaadoptowała ciocia. Mnie nie chciała, byłabym zbędnym dodatkiem- takim beztalenciem i wyrzutkiem. Ale najgorsze jest w tym to, że nawet się ze mną nie skontaktowali. Na początku nie mogłam sobie z tym poradzić, było mi naprawdę trudno. W jednym dniu miałam wszystko, a następnego nic, dosłownie. Z czasem zaczęłam sobie radzić z tą codziennością. Mam na myśli ponad rok. To już wtedy myślałam, że gorzej być nie może. Ale jednak. W wieku 15 lat dowiedziałam się, że jestem chora na białaczkę. Nie wiem dlaczego, ale nie bałam się tej choroby. Nie bałam się tego, że pewnego dnia mogę się nie obudzić. Nie bałam się. Nie bałam się śmierci. Bo, przecież byłam sama, nikt nie ubolewałby nad moją stratą, nad moim odejściem. Nie miałam dla kogo żyć, a świadomość tego, że jak umrę spotkam rodziców była ogromną zachętą. Nie raz myślał nad samobójstwem, kilka razy byłam prawie gotowa to zrobić. A raz prawie mi się udało... Jednak cieszę się jednak, że mnie odratowali. I później przestałam myśleć o śmierci i o dobrowolnym odejściu w inny świat. To wszystko przez, albo dzięki Max'owi. Ale o nim ci już opowiadałam. Wspomnę jeszcze, że przez niego zaczęłam palić i pić, wciągnął mnie w ten swój "świat", ale w porę się ocknęłam i dzięki temu nadal żyję. Choć w inny sposób, ale nadal... Przez tą całą historię z Max'em straciłam znajomych, przyjaciół, stałam się obiektem wytykania na ulicy, ludzie mówili, że jest taka sama jak ONI, ale ja taka nigdy nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę. Ale są też rzeczy, które im zawdzięczam, chodź to może wydawać ci się dziwne, ale jednak za coś im dziękuję: dzięki nim nadal żyję, nadal jestem na tym świcie, bo gdybym ich nie spotkała możliwe, że siedziałabym teraz na chmurce w blasku słońca, ubrana w białe szaty, miałabym ogromne skrzydła i spoglądałabym na ciebie z góry lub byłabym duchem, który teraz by siedział obok ciebie i się tobie przyglądał.- zaśmiałam się- Jest jeszcze ważna rzecz, którą dzięki nim sobie uświadomiłam, że moim celem w życiu jest samo życie. Ja po prostu chcę żyć. Ale kończąc tą denną opowieść... Jakiś czas temu dowiedziałam się, że leki, które dotychczas przyjmowałam przestały działać, a bez nich pozostał mi jakiś 1 rok życia. Ale są jeszcze jakieś nowe, dzięki którym mogę wyzdrowieć, ale jedna dawka kosztuje 20 tys. , a ja takich potrzebuję 4. Czyli mnie na nie nie stać i dlatego zbieram pieniądze poprzez występy w klubie i dzięki Fundacji Pomóż Chorym. I to byłoby chyba na tyle.- skończyłam opowiadać, w tym czasie przestałam już płakać, na twarzy miałam rozmyty makijaż a oczy miałam całe czerwone i popuchnięte- widok masakryczny.
Patricia nic nie powiedziała. Po prostu wstała i mnie przytuliła. Umie mnie pocieszyć bez słów. Bezcenne. Bezcenne jest to, że mam przy sobie wreszcie osobę, dla której czuję się ważna i jestem ważna.
-Dobra... Wystarczy już tego użalania się nad sobą. Opowiadaj jak tam na randce z Niallem.
- Ej, to nie była żadna randka. A po za tym nie będę cię tu zadręczać swoimi sprawami, bo masz naprawdę większe zmartwienie niż ja.
-Nawet tak nie mów. Jesteś moją przyjaciółką i chce wiedzieć co się u ciebie dzieje. I wcale mnie nie zadręczasz, ja sama chcę wiedzieć. Więc nie marudź i opowiadaj.
- Ahh, no dobra.
-Więc zaczynaj.- poganiałam ją
-No to tak. Najpierw poszliśmy do Nandos i tam byliśmy chyba ze 2 godziny. Było naprawdę super. Niall jest taki miły, słodki i zabawny. Ma takie piękne niebieskie oczy. Można w nich zatonąć jak w najczystszym oceanie. Ma też taki ładny uśmiech. I przede wszystkim kocha jesteś- tak jak ja.- rozmarzyła się Cia.
-Zakochałaś się.- stwierdziłam.
-Chyba takk...
-Widać to po tobie. Oczy ci się świecą jak jakieś gwiazdy normalnie.- zaśmiałam się.
-Awww, jak słodko.- dodałam
-Hehe- zaśmiała się moja przyjaciółka.
-Która godzina?- spytałam przypominając sobie o teraźniejszości i moim życiu.
-A będzie tak około 18.
-Co?! Dobra to ja muszę się zbierać. Bo spóźnię się do Mix'a.
- Ok, ok. To widzimy się w klubie po twoim występie?- upewniła się Cia.
-Jasne. Pa.- krzyknęłam i wybiegłam z mieszkania Patricii, aby przyszykować się na mój mini prywatny koncercik.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o 8 rozdział. Nie za bardzo mi się podoba, ale pozwolę wam na ocenienie go. A na razie tyle. Pa
A no tak dziękuję moim kochanym ANONIMKOM i pozostałym czytelnikom. którzy "dotrzymują mi kroku" w moim "pisaniu".
I mam jeszcze prośbę, aby każdy kto zostawił komentarz jako Anonim podpisał się jakimś imieniem lub preudonimem. Tak byłoby mi łatwie wam podziękować, niż używając cały czas słowa "anonim". Bardzo proszę. Kocham <3
7 komentarzy= Nowy rozdział
Co tak mało się działo :(
OdpowiedzUsuńJestem trochę zawiedziona ale mam nadzieję,że 9 będzie lepszy
Wierzę w Ciebie:)
Będę z Tobą od samego początku do samego końca
Twój pierwszy Anonimek
Karolina
Ejjj.. mało się działo ;(
OdpowiedzUsuńAle dobra i tak fajny.
Czekam na nn :)
Czekam na następny
OdpowiedzUsuńOby więcej się działa
Ewelina
Jesteś świetna ale ten rozdział mógłby być lepszy ale mam nadzieję że wynagrodzisz mi to w następnym rozdziale
OdpowiedzUsuńEwa <3
Świetny rozdział. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPlis dodawaj już następny
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział :P cieszę się, że piszesz to opowiadanie :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :p pisz dalej dziewczyno masz talent *.* pozdrawiam Gabi :D
OdpowiedzUsuń